Dziedzictwo Black Hawk Down – historia
Dwadzieścia pięć lat temu zostałem przyciągnięty do Somalii w następstwie operacji Przywrócić Nadzieję, amerykańskiej inicjatywy wspierającej rezolucję ONZ, której celem było powstrzymanie powszechnego głodu. Działania te, rozpoczęte w 1992 roku, miały na celu zabezpieczenie szlaków handlowych, aby żywność mogła dotrzeć do Somalijczyków. ONZ oszacowało, że uratowano nie mniej niż 250 000 istnień ludzkich. Jednak Operacja Przywrócenie Nadziei zostanie najlepiej zapamiętana w Stanach Zjednoczonych ze względu na spektakularną klęskę, która od tamtej pory kształtuje politykę zagraniczną.
Niemal natychmiast bojówki dowodzone przez somalijskiego watażkę Mohameda Farraha Aidida zaczęły atakować i zabijać żołnierzy sił pokojowych ONZ. W dniach 3 i 4 października 1993 roku siły amerykańskie wyruszyły na misję, której celem było aresztowanie dwóch poruczników Aidida. Plan zakładał otoczenie białego, trzypiętrowego domu w stolicy Mogadiszu, w którym zbierali się przywódcy klanu Aidida – Habar Gidir. Rangersi mieli przylecieć helikopterem, opuścić się na linach i otoczyć budynek ze wszystkich stron. Za bramą czekał konwój ciężarówek i humvee, który miał zabrać żołnierzy i więźniów. W sumie w operacji miało wziąć udział 19 samolotów, 12 pojazdów i około 160 żołnierzy.
Operacja nie przebiegła zgodnie z planem. Konwój lądowy natknął się na barykady utworzone przez miejscową milicję. Jeden z helikopterów wylądował przecznicę na północ od celu i nie mógł podlecieć bliżej z powodu ostrzału z ziemi. Jeden z ratowników spadł z liny i musiał zostać ewakuowany. Powstańcy zestrzelili dwa amerykańskie helikoptery Black Hawk granatami napędzanymi rakietami. Kiedy około 90 amerykańskich rangersów i operatorów Delta Force rzuciło się na ratunek, zostali złapani w intensywną wymianę ognia i uwięzieni na noc.
W sumie, 18-godzinna miejska wymiana ognia, znana później jako Bitwa o Mogadiszu, pozostawiła 18 Amerykanów i setki Somalijczyków martwych. Serwisy informacyjne transmitowały przejmujące obrazy rozradowanego tłumu ciągnącego ciała martwych operatorów specjalnych armii i załogi helikoptera ulicami Mogadiszu. Nowo wybrany prezydent USA, Bill Clinton, wstrzymał misję i nakazał wycofanie sił specjalnych do 31 marca 1994 roku.
Dla Somalijczyków konsekwencje były poważne. Rozgorzała wojna domowa – w 1996 roku w walkach zginął sam Aid – a kraj przez dziesięciolecia pozostawał w stanie bezprawia. Gangi piratów wzdłuż długiej linii brzegowej Oceanu Indyjskiego zagrażały ważnym szlakom żeglugowym. Zamożni i wykształceni Somalijczycy uciekli.
Kiedy odwiedziłem Somalię po raz pierwszy, w 1997 roku, kraj ten znajdował się daleko poza mapą światowego zainteresowania. Nie było komercyjnych lotów do stolicy, ale każdego ranka małe samoloty startowały z lotniska Wilsona w Nairobi, w Kenii, na wiejskie lądowiska w całym kraju. Mój samolot spotkał się z małym plutonem najemnych strzelców. W drodze do miasta, mniejsze grupy bandytów niechętnie usuwały bariery, które były rozciągnięte na polnej drodze, aby zatrzymać ruch. Kierowca mojego samochodu rzucił nam garść prawie bezwartościowych papierowych somalijskich szylingów, gdy mijaliśmy te lokalne wersje punktów poboru opłat.
Samo miasto było w ruinie. Nieliczne duże budynki były zniszczone przez bitwę i wypełnione lokatorami, których ogniska żarzyły się przez okna pozbawione szyb i aluminiowych ram. Generatory gazowe z hukiem dostarczały prąd do tych nielicznych miejsc, gdzie ludzi było na niego stać. Milicje walczyły wzdłuż granic sektorów miasta, wypełniając szpitale zakrwawionymi bojownikami, z których większość stanowili nastolatkowie. Ulice były w większości puste, poza karawanami strzelców. Bez rządu, prawa, szkół, wywozu śmieci czy jakichkolwiek cech społeczeństwa obywatelskiego, rozbudowane klany oferowały jedyne pozory bezpieczeństwa i porządku. Większość z nich toczyła ze sobą wojny o skąpe zasoby.
Opisałem to pustkowie w mojej książce z 1999 roku o bitwie o Mogadiszu i jej następstwach, Black Hawk Down (na podstawie której w 2001 roku powstał film w reżyserii Ridleya Scotta). Kiedy wróciłem do Stanów i przemawiałem do publiczności uniwersyteckiej na temat stanu rzeczy w Somalii, pytałem, czy w tłumie są jacyś anarchiści. Zwykle ręka lub dwie unosiły się w górę. „Dobre wieści,” mówiłem im, „nie musicie czekać.”
Konsekwencje były odczuwalne również w Ameryce. Po Mogadiszu Stany Zjednoczone stały się ostrożne w rozmieszczaniu sił lądowych gdziekolwiek. Nie było więc żadnej pomocy z Ameryki w 1994 roku, kiedy rwandyjscy Hutu wymordowali aż milion swoich rodaków Tutsi. Pomimo globalnego oburzenia, siły amerykańskie pozostały w domu w 1995 roku, kiedy bośniaccy Serbowie przeprowadzili ludobójczą kampanię przeciwko muzułmańskim i chorwackim cywilom.
Ten izolacjonizm zakończył się nagle 11 września 2001 roku. Ale nawet gdy prezydenci George W. Bush i Barack Obama wysłali wojska do Iraku i Afganistanu, trzymali się z daleka od islamskich powstańców w Somalii. W ciągu ostatnich dwóch lat administracji Obamy, było tylko 18 ataków lotniczych (zarówno bezzałogowych jak i załogowych) na Somalię.
Teraz sytuacja się zmienia. W ciągu ostatnich dwóch lat siły USA przeprowadziły 63 ataki lotnicze na cele w Somalii. Liczba amerykańskich sił na miejscu podwoiła się, do około 500. I były już ofiary śmiertelne: Navy SEAL, Senior Chief Special Warfare Operator Kyle Milliken, został zabity w maju 2017 roku, pomagając oddziałom Somalijskiej Armii Narodowej w nalocie około 40 mil na zachód od Mogadiszu, a Army Staff Sgt. Alexander Conrad został zabity i cztery inne osoby ranne w czerwcu tego roku podczas wspólnej misji w Jubaland.
Wszystko to może rodzić pytanie: Co spodziewamy się osiągnąć, wracając do Somalii? Po latach zamieszania w Afganistanie i Iraku, dlaczego mielibyśmy oczekiwać, że ta misja będzie inna?
* * *
Przypadkowy gość odwiedzający dziś Mogadiszu może nie dostrzec pilnej potrzeby obecności wojsk lądowych USA. Są tam wysokie nowe budynki, a większość starych slumsów została zastąpiona domami. Wszędzie jest policja, ekipy sanitarne i nowe budownictwo. Spokojne ulice i kwitnące rynki zaczęły przywracać miastu dawną świetność jako nadmorskiemu kurortowi i portowi. Somalijscy emigranci zaczęli ponownie inwestować, a niektórzy z nich wracają. Lotnisko działa i obsługuje regularne loty Turkish Airlines.
Generał brygady Miguel Castellanos po raz pierwszy wjechał do Mogadiszu jako młody oficer armii z Dziesiątej Dywizji Górskiej w 1992 roku, spoglądając w dół z otwartych drzwi helikoptera Black Hawk. Obecnie jest on starszym oficerem wojsk amerykańskich w Somalii. „Byłem zaskoczony, kiedy rok temu wylądowałem i zobaczyłem panoramę miasta”, powiedział mi.
Somalia w dużej mierze zawdzięcza ten dobrobyt swoim sąsiadom. W 2007 r. żołnierze Unii Afrykańskiej – głównie z Ugandy, ale także z Kenii, Etiopii, Burundi, Dżibuti i Sierra Leone – rozpoczęli wypychanie ekstremistycznej grupy Shabab z centrów miejskich kraju w ramach misji Unii Afrykańskiej w Somalii (AMISOM). Stany Zjednoczone udzieliły wsparcia w postaci szkoleń i sprzętu. Turcja i Zjednoczone Emiraty Arabskie skorzystały z odzyskanego pokoju i wsparły rozwój somalijskich miast portowych.
Problemem są obszary wiejskie. Tam podstawowe bezpieczeństwo zależy prawie całkowicie od lokalnych bojówek, których lojalność jest związana z klanami i watażkami. „W Somalii toczy się prawdziwa czarno-biała, dobra i zła walka” – powiedział Stephen Schwartz, który do końca września 2017 roku pełnił tam funkcję ambasadora USA. „Siły chaosu, islamskiego ekstremizmu, są potężne i mają za sobą dekady inercji w przestępczości, watażków i karteli.”
Jeśli obecne warunki się utrzymają, Shabab, filia Al-Kaidy w Afryce Wschodniej, może skończyć kontrolując duże części kraju, mówi Abdullahi Halakhe, konsultant ds. bezpieczeństwa w Rogu Afryki, który wcześniej pracował dla ONZ i BBC. „Prowadziliby własne szkoły, kliniki, zbierali śmieci. W tym właśnie tkwi atrakcyjność tej grupy.”
Do tej pory Stany Zjednoczone radziły sobie z tym zagrożeniem za pomocą serii celowych zabójstw. Czołowi przywódcy Shabab zostali zabici przez amerykańskie naloty i ataki lotnicze w 2017 i 2018 roku. Ale eksperci, z którymi rozmawiałem, powiedzieli mi, że te uderzenia mogą ostatecznie nie osiągnąć wiele. „Zabijanie liderów jest w porządku, sprawia, że wszyscy czują się dobrze; budzą się rano, duży nagłówek, który mogą określić ilościowo – „Och zabiliśmy tego faceta, zabiliśmy tego faceta”- ale to nie ma absolutnie żadnego długoterminowego efektu i naprawdę nie ma też żadnego krótkoterminowego efektu”, powiedział gen. bryg. Don Bolduc, który do zeszłego roku dowodził operacjami specjalnymi w Afryce i bezpośrednio nadzorował takie wysiłki. „Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie kolejnym liderem.”
Każdy ekspert, z którym rozmawiałem, zalecał zamiast tego inwestowanie w odbudowę kraju. Takie podejście nie sprawdziło się w Afganistanie, ale są pewne różnice. Prezydent Somalii, Mohamed Abdullahi Mohamed, jest przyjaźnie nastawiony do Stanów Zjednoczonych – i został wybrany przez swój własny naród, a nie zainstalowany przez USA. Islamscy ekstremiści w Somalii nie cieszą się już szerokim poparciem ideologicznym. „Był czas, kiedy Shabab mógł przekroczyć wszystkie regionalne różnice klanowe i stworzyć obraz Pan Somalii, Pan Islamu” – powiedział Halakhe. „To już minęło.”
Problemy kraju są głównie ekonomiczne, mówi Bolduc, a rozwiązanie ich kosztowałoby tak dużo mniej niż biliony wydane w Afganistanie i Iraku, że pytanie nie należy do tej samej kategorii. Wskazuje na sukces w Puntlandzie, najbardziej wysuniętym na północ państwie członkowskim Somalii. W 2017 roku Bolduc i jego siły specjalne współpracowały z prezydentem tego państwa, Abdiweli Mohamedem Ali Gaasem, oraz z amerykańskimi dyplomatami, by zebrać lokalne siły i starszyznę plemienną. Szkolili bojówki Puntlandu, ale nie oferowali żadnego wsparcia lotniczego ani naziemnego. Działając całkowicie samodzielnie, siły somalijskie przemieściły się z południowego Puntlandu do północnego portu, gdzie Państwo Islamskie (rywal Szabab) ustanowiło kontrolę. Odebrali wszystko i zabezpieczyli w ciągu około tygodnia. „ISIS East Africa nie było w stanie uzyskać przyczółka z powrotem na tych obszarach”, mówi Bolduc. „I te wioski trzymają się dzisiaj.”
Schwartz mówi, że ten sukces mógłby zostać powielony w całej Somalii, gdyby Stany Zjednoczone zainwestowały ułamek tego, co wydają na operatorów specjalnych i drony. „Budżet rządu somalijskiego jest porównywalny do limitu pensji drużyny baseballowej Washington Nationals” – powiedział. „Oba oscylują wokół 210 milionów dolarów”. Powiedział, że mniej niż połowa tej kwoty wystarczyłaby, aby umożliwić prezydentowi wypłacenie pensji rekrutom Somalijskiej Armii Narodowej i innym pracownikom rządowym. Ten krok sam w sobie, mówi, „uczyniłby naszą inwestycję po stronie wojskowej bardziej udaną.”
Byłoby głupotą próbować takiej interwencji w innych krajach, w których Ameryka jest w konfliktach. Nie zadziałałoby to, na przykład, w Pakistanie, gdzie istnieje potężna obecność islamistów, wyrafinowane wojsko i historia napięć ze Stanami Zjednoczonymi. Nasze doświadczenia w Afganistanie i Iraku, a lata temu w Wietnamie, pokazały nam, że amerykańskie wysiłki będą ciągle zawodzić, jeśli nie będzie chętnego do działania lokalnego rządu, który będzie miał poparcie ludności.
Ale to, że te podejścia zawiodły w przeszłości, nie oznacza, że muszą zawieść w Somalii. Radykalny Islam przybiera różne formy i nie może być jednego uniwersalnego podejścia do walki z nim. W krajach, w których przywódcy są przyjaźni, a ideologie nie sięgają głęboko, wciąż może istnieć możliwość zbudowania trwałej stabilności. W dzisiejszych czasach, to może być tak dobra definicja „zwycięstwa”, jaką możemy uzyskać.
„Black Hawk Down: A Story of Modern War”
3 października 1993 roku, około stu elitarnych żołnierzy amerykańskich zostało zrzuconych helikopterem na tętniący życiem rynek w sercu Mogadiszu w Somalii. Ich zadaniem było uprowadzenie dwóch poruczników jednego z somalijskich watażków i powrót do bazy. Miało to zająć godzinę. Zamiast tego, zostali przygwożdżeni przez długą i straszną noc walki z tysiącami ciężko uzbrojonych Somalijczyków.
Kup
Prenumeruj magazyn Smithsonian już teraz za jedyne 12 dolarów
Ten artykuł jest wyborem z numeru styczeń/luty magazynu Smithsonian
Kup