Ginsburg, Trump i Midnight Appointments to the Supreme Court
Po pierwsze, twarde fakty. Dana osoba jest prezydentem Stanów Zjednoczonych od momentu złożenia przysięgi w styczniu po wyborach i pozostaje nim do momentu złożenia przysięgi przez następną osobę, z wyjątkiem przypadków zabójstwa lub udanego impeachmentu. Siedzący prezydent ma niekwestionowane prawo do robienia wszystkich rzeczy, które robi prezydent, aż do ostatniej godziny swojej kadencji.
Nic w Konstytucji nie zabrania urzędującemu prezydentowi mianować sędziego Sądu Najwyższego w tygodniach lub miesiącach przed wyborami, a nawet po wyborach – nawet takich, które przegra – i przed zaprzysiężeniem następnego prezydenta. Innymi słowy, prezydent Trump jest absolutnie w ramach swoich konstytucyjnych praw do nominowania kogoś, kto wypełni miejsce sędziego Ruth Bader Ginsburg, która zmarła w ostatni piątek, 18 września 2020 roku, w wieku 87 lat.
W 2016 roku Senat Stanów Zjednoczonych odmówił przyjęcia nominacji prezydenta Baracka Obamy dla sędziego Merricka Garlanda, aby wypełnić wakujące miejsce w Sądzie Najwyższym. Było to siedem miesięcy przed wyborami w 2016 roku. Zgodnie z naszą doktryną podziału władzy, w której każda gałąź rządu może działać w sposób, który uważa za najlepszy, tak długo, jak trzyma się litery Konstytucji, Senat był całkowicie w granicach swoich praw, aby odmówić potwierdzenia lub odrzucenia pana Garlanda, a nawet poddać go lustracji.
Jeśli więc prezydent Trump nominuje nowego sędziego, a Senat potwierdzi tę nominację, nie tylko nie dojdzie do naruszenia Konstytucji, ale będzie to zgodne z doktryną prawną, zgodnie z którą prezydent posiada pełnię swoich konstytucyjnych uprawnień przez cały okres swojej kadencji. Nie ma żadnego osłabienia jego władzy w miarę zbliżania się wyborów lub – nawet jeśli przegra – w okresie między wyborami a zaprzysiężeniem kolejnego prezydenta.
Po drugie, Konstytucja nie określa liczby sędziów zasiadających w Sądzie Najwyższym. W historii Stanów Zjednoczonych liczba ta zmieniała się od sześciu do pięciu i z powrotem do sześciu, a w pewnym momencie nawet do dziesięciu. Liczba dziewięciu została ustalona przez Kongres w 1869 roku i od tego czasu nie uległa zmianie, choć w 1939 roku, sfrustrowany konserwatystami w Sądzie, prezydent Franklin Delano Roosevelt próbował radykalnie zwiększyć liczbę sędziów, być może nawet do 15. Kongres się nie zgodził.
Ponieważ Konstytucja milczy na temat wielkości sądu, Kongres ma prawo zmienić tę liczbę w dowolnym momencie. Liczba sędziów może wynosić trzy, 30 lub 300, jeśli obie izby Kongresu uchwalą ustawę i nie zostanie ona zawetowana przez prezydenta. Jeśli więc prezydent Trump i Senat nominują i zatwierdzą nowego sędziego, a Joe Biden wygra prezydenturę w listopadzie, i jeśli Demokraci będą kontrolować obie izby Kongresu, będą oni w pełni zgodni ze swoimi konstytucyjnymi prawami do obsadzenia sądu poprzez zwiększenie liczby sędziów i obsadzenie każdego z tych miejsc wybranymi przez siebie osobami.
Jeśli prezydent Trump i republikański Senat wypełnią miejsce Ginsburg w ciągu najbliższych tygodni lub miesięcy, Demokraci będą wyć, i to nie bez powodu. Cztery lata temu lider senackiej większości Mitch McConnell odmówił działania w sprawie nominacji Merricka Garlanda przez prezydenta Obamę, oświadczając, że było to zbyt blisko wyborów w 2016 roku, że byłoby niestosowne obsadzić miejsce, zanim ludzie mieli szansę wyrazić swoją wolę dla przyszłego kierunku kraju. Jeśli ta „zasada bliskości” była ważna na całe siedem miesięcy przed wyborami prezydenckimi, to musi być jeszcze ważniejsza na sześć tygodni przed wyborami krajowymi. Niestety dla Demokratów, to co zrobił senator McConnell i Republikanie w 2016 roku nie było oparte na żadnym przepisie Konstytucji.
To była najwyraźniej tylko gra o władzę przebrana za zasadę, a teraz, gdy sytuacja się odwróciła, McConnell i republikańskie przywództwo powrócili do innej „zasady”, enuncjowanej powyżej, że prezydent ma prawo robić wszystko, czego wymaga lub na co pozwala jego urząd, aż do końca jego kadencji. Hipokryzja? Oczywiście – obezwładniająca, dręcząca duszę hipokryzja. Ale w tym właśnie punkcie znajdujemy się w 2020 roku.
Ojcowie Założyciele zamierzali, aby sądownictwo było najmniej polityczną gałęzią rządu federalnego. Od czasu nieudanej nominacji Roberta H. Borka w 1987 roku, obsadzenie wakującego miejsca w Sądzie Najwyższym stało się jednym z najbardziej głęboko upolitycznionych wydarzeń w Waszyngtonie. Pomysł, że Lider Większości McConnell nie skorzysta z przysługujących mu uprawnień, by umieścić w Sądzie Najwyższym poważnego konserwatystę, że w imię konsekwencji i szacunku dla „ludu” odłoży jakiekolwiek działania w sprawie przyszłego sędziego do czasu inauguracji 20 stycznia 2021 r., brzmi po prostu dziwnie w obliczu gorzkich, partyzanckich wojen politycznych naszych czasów. Nie ma też żadnej pewności, że Demokraci postąpiliby tak wielkodusznie, gdyby sytuacja uległa odwróceniu.
Jedyna realna nadzieja Demokratów na odroczenie leży w rękach garstki republikańskich senatorów – Susan Collins z Maine, Lisy Murkowski z Alaski, Mitta Romneya z Utah i być może Chucka Grassleya z Iowa – którzy wyrazili swój niepokój związany z przeforsowaniem nominacji po tej stronie doniosłych wyborów 3 listopada. Bez republikańskiej większości, żaden nowy nominat nie mógłby zostać zatwierdzony. Ale w miarę rozwoju tego kryzysu, Demokraci nie znajdą ukojenia w Konstytucji. Będą krzyczeć pod niebiosa o hipokryzji, ale ich republikańscy przeciwnicy będą raczej odczuwać uniesienie niż wstyd.
Każdy rozumie, że wybory mają znaczenie, ponieważ destylują wolę ludu. Jeśli, na przykład, Joe Biden wygrał w osuwającej się fali 3 listopada, a Republikanie również stracili kontrolę nad Senatem, byłoby problematyczne dla ustępującej administracji Trumpa i lame-duck kontrolowanego przez Republikanów Senatu, aby potwierdzić własną nominację, ponieważ zignorowałoby to empatyczny głos ludzi. Byłoby to problematyczne, ale nie byłoby nielegalne.
Problem podejmowania decyzji przez lame-duck w demokracji jest kłopotliwy i z natury frustrujący. To jeden z powodów, dla których data inauguracji została przesunięta w 1933 roku, dzięki 20. poprawce, z 4 marca (cztery miesiące po wyborach) na 20 stycznia (11 tygodni). Biorąc pod uwagę zdumiewające tempo życia w XXI wieku i wielkość władzy prezydenckiej, nawet 11 tygodni wydaje się wiecznością. Ustępujący prezydent ma ogromną władzę – pomyślmy o rozporządzeniach wykonawczych, ułaskawieniach i złagodzeniach kary, a także o stanowiskach sędziowskich.
Kwestia tego, jaki stopień szacunku ustępujący prezydent winien jest swojemu następcy, jest trudna. Thomas Jefferson uważał, że odchodząca władza wykonawcza nie powinna w żaden sposób krępować swojego następcy, że w interesie republikańskiego systemu rządów jest, aby odchodzący prezydent zapewnił swojemu następcy maksymalną swobodę otaczania się jednostkami o własnym autorytecie, aby poprowadzić kraj w kierunku zgodnym z jego wizją (lub platformą jego partii), i że wykorzystanie władzy lame-duck do udaremnienia należycie wybranego następcy jest naruszeniem dżentelmeńskiej przyzwoitości, a także kiwnięciem nosem w stronę amerykańskich wyborców. Nawet kiedy w 1809 roku ręcznie wybrał swojego następcę i najlepszego przyjaciela Jamesa Madisona, odchodzący na emeryturę Jefferson unikał podejmowania jakichkolwiek decyzji, które mogłyby związać Madisonowi ręce. Ekstremalna powściągliwość Jeffersona była po części reakcją na niezbyt płynne przekazanie władzy, jakie towarzyszyło jego wyborom w 1800 roku, kiedy to wyparł z prezydentury swojego starego przyjaciela Johna Adamsa.
Po tym, jak stało się jasne, że Adams przegrał starania o reelekcję w 1800 roku, skompromitowany, jednokrotny prezydent w ostatniej chwili mianował kilka osób do sądownictwa, nie tylko po to, by zapełnić wakaty, ale by skoncentrować jak najwięcej anty-jeffersonowskiej władzy w sądownictwie, tak by „drugiej rewolucji amerykańskiej” Jeffersona trudniej było zmienić kierunek rozwoju kraju. Stały się one znane jako „Midnight Appointments”.
Jefferson poczuł się podwójnie urażony, po pierwsze dlatego, że uważał, iż nominacje Adamsa naruszają świętą zasadę suwerenności ludu (wybory mają znaczenie); a po drugie dlatego, że on i Adams byli starymi przyjaciółmi, skłóconymi w 1800 roku, ale obaj byli gorącymi zwolennikami republikańskiego systemu rządów, i Jefferson czuł, że dawna przyjaźń, nawet w jej pękniętym stanie, spowoduje, że Adams będzie się spieszył, by zastąpić swojego następcę. Adams był rozgoryczony. Nie interesowała go już polityka grzeczności i uprzejmości. W rzeczywistości opuścił Waszyngton o świcie 4 marca 1801 roku, odmawiając pozostania w mieście na tyle długo, by zobaczyć, jak jego stary przyjaciel, a teraz tymczasowy wróg, inauguruje jego miejsce.
Życie toczy się dalej. Wkrótce administracja Jeffersona zrobiła, co mogła, by ukarać sądownictwo, najpierw przez uchwalenie własnej ustawy o sądownictwie (1802), która wyeliminowała kilku niedawnych federalistycznych sędziów, a następnie przez postawienie w stan oskarżenia dwóch sędziów federalnych, Johna Pickeringa z New Hampshire (usunięty 4 stycznia 1804 r.), a następnie sędziego Sądu Najwyższego Samuela Chase’a (uniewinniony przez Senat 1 marca 1805 r.). Większość historyków uważa, że gdyby impeachment sędziego Chase’a zakończył się sukcesem, Jefferson mógłby nawet sięgnąć po sędziego naczelnego Johna Marshalla. Odważna decyzja Senatu w sprawie Chase’a prawdopodobnie ocaliła zasadę podziału władzy i niezależność amerykańskiego sądownictwa.
W kwietniu 1804 roku młodsza córka prezydenta Jeffersona, Maria, zmarła w wieku 25 lat. Jefferson, który pochował już swoją żonę Marthę i czworo z sześciorga ich dzieci, był zdruzgotany. Emerytowana na farmie w Quincy, Mass. była pierwsza dama Abigail Adams postanowiła przerwać długie milczenie, aby pogodzić się ze swoim dawnym przyjacielem Jeffersonem. Znała Marię od 1787 roku, kiedy 9-letnia dziewczynka przybyła do Anglii na statku z Wirginii. Jefferson wezwał Marię, by dołączyła do niego i jej starszej siostry Marthy w Paryżu, gdzie pełnił funkcję amerykańskiego ministra na dworze Ludwika XVI. Abigail Adams od razu przyciągnęła uwagę do młodej Marii, którą scharakteryzowała jako „dziecko o najszybszej wrażliwości i najdojrzalszym zrozumieniu, jakie kiedykolwiek spotkałam w jej wieku”. . . Krótko mówiąc, jest ulubienicą każdego stworzenia w tym domu”. List kondolencyjny pani Adams z 10 maja 1804 roku był szczery i serdeczny, ale mimo to nieco sztywny. Podpisała się słowami: „Abyś mógł czerpać pociechę i otuchę… jest szczerym i gorącym życzeniem tej, która kiedyś z przyjemnością podpisała się jako Twój Przyjaciel.” Auć.
Abigail Adams
Jefferson odpowiedział z Waszyngtonu, D.C., 13 czerwca. Po uprzejmym przyjęciu do wiadomości listu kondolencyjnego Abigail, Mędrzec z Monticello popełnił jeden z największych błędów w swoim epistolarnym życiu. Być może chcąc wytłumaczyć się z zerwania wieloletniej przyjaźni z Johnem Adamsem, Jefferson napisał: „Mogę powiedzieć z całą pewnością, że jeden i tylko jeden akt życia pana Adamsa sprawił mi osobistą przykrość. Uważałem jego ostatnie nominacje na urząd za osobiście niemiłe…. Wydawało mi się, że to zwykła sprawiedliwość pozostawić następcy swobodę działania przy pomocy wybranych przez niego instrumentów.”
List Jeffersona tylko rozwścieczył Abigail Adams i otworzył na nowo stare i głębokie rany. 1 lipca 1804 roku odpowiedziała na niego z ostrą repliką. „Uważam za obowiązek wyjaśnić” – pouczała. „Konstytucja upoważnia prezydenta do obsadzania urzędów w miarę ich zwalniania się. . . . Tak samo uczynił prezydent Waszyngton w ostatnich dniach swojej administracji, aby żaden urząd nie pozostał nieobsadzony dla jego następcy, który mógłby go obsadzić po objęciu urzędu.” Pomyślcie o tym wspaniałym momencie amerykańskiej historii! Abigail Adams, która zgodnie z naszym systemem nie mogła głosować ani sprawować urzędu publicznego, żona byłego jednokrotnego prezydenta, pouczająca wybitnego teoretyka polityki (i urzędującego prezydenta) Thomasa Jeffersona o doktrynie konstytucyjnej!
Abigail Adams miała oczywiście rację, a Jefferson się mylił. Wiedziała też wystarczająco dużo, by zagrać ostateczną kartą atutową – praktykami ustanowionymi przez wielkiego i nietykalnego Jerzego Waszyngtona jako prezydenta. Na dokładkę w liście z 1 lipca wypomniała Jeffersonowi, że w okresie poprzedzającym wybory w 1800 roku zatrudnił skandalicznego pamflecistę Jamesa Callendera, by pisał brudy o jej mężu. Po wyborach Jefferson i Callender się pokłócili, a Callender we wrześniu 1802 roku w gazecie z Richmond w stanie Va. rozpowszechnił osławioną historię Sally Hemings. Pani Adams nie mogła się powstrzymać od uradowania się tą karmą. „Wąż, którego pielęgnujesz i ogrzewasz, ugryzł rękę, która go karmiła, i dał ci wystarczające przykłady jego talentów, jego wdzięczności, jego sprawiedliwości i jego prawdy”.
W tym momencie Jefferson poddał się i osunął się w stoickie milczenie. Mianowania o północy” Johna Adamsa okazały się mieć ogromne znaczenie dla amerykańskiej historii. Najważniejszą z tych nominacji był John Marshall, który przez 34 lata pełnił funkcję szefa Sądu Najwyższego. Jest on powszechnie uważany nie tylko za największego sędziego w historii Ameryki, ale także za tego, który zinterpretował Konstytucję jako tworzącą silny rząd narodowy, a nie konfederację suwerennych państw.
To było jego największe osiągnięcie, które zmieniło bieg amerykańskiej historii. Innym znaczącym nominatem z północy był niejaki William Marbury, który został mianowany przez Adamsa na pomniejsze stanowisko. W pośpiechu i chaosie ostatnich dni administracji Adamsa komisja Marbury’ego nie została mu fizycznie dostarczona, więc Jefferson postanowił odrzucić ten dokument, mimo że Marbury został poinformowany przez Adamsa, że zostanie nominowany. Jak każdy student pierwszego roku prawa uczy się na prawie konstytucyjnym, Marbury pozwał administrację Jeffersona na podstawie Writ of Mandamus o dostarczenie komisji.
Sędzia Główny John Marshall
Decyzja sędziego Marshalla w tej sprawie (Feb. 24, 1803) nie przyniosła biednemu Marbury’emu żadnej ulgi, ale to właśnie w tej słynnej decyzji Marshall zadeklarował, że Sąd Najwyższy będzie ostatecznym arbitrem tego, które ustawy uchwalone przez Kongres są konstytucyjne, a co ważniejsze, które są niekonstytucyjne i dlatego nie mają mocy prawnej w naszym systemie. Innymi słowy, obecnie powszechnie akceptowana doktryna kontroli sądowej nie została wymieniona w samej Konstytucji z 1787 r., ale w decyzji Sądu Najwyższego, która była wynikiem „Midnight Appointments” Johna Adamsa.
Aby poznać więcej poglądów Claya Jenkinsona na temat amerykańskiej historii i nauk humanistycznych, posłuchaj jego cotygodniowego programu w publicznym radiu i podcastu, The Thomas Jefferson Hour. Najnowsza książka Claya, Repairing Jefferson’s America: A Guide to Civility and Enlightened Citizenship, jest dostępna na Amazon.com.