Jak nauczyłam się akceptować poczucie brzydoty: Ze zdumiewającą szczerością, jedna kobieta opisuje, jak jej wygląd wpłynął na jej życie
Mae West powiedziała kiedyś: „Wierzę, że lepiej jest być przejrzanym niż pominiętym. Miała oczywiście rację. Ale co ona o tym wiedziała?
Jak wiele kobiet, które mają szczęście urodzić się piękne, nie mogła naprawdę zrozumieć, jak to jest iść przez życie ze świadomością, że spadłaś z brzydkiego drzewa i uderzyłaś w każdą gałąź po drodze w dół.
Do piątego roku życia byłem błogo nieświadomy tego, jak mój wygląd – lub jego brak – wpłynie na moje życie. Oczywiście rozpoczęcie nauki w szkole zmieniło to wszystko i przyniosło ze sobą świadomość, że nie jestem ładna jak wiele innych dziewczyn w mojej klasie.
Urodziłam się ze znamieniem, które sprawiło, że oślepłam w prawym oku i chociaż zostało ono usunięte chirurgicznie, minęły lata, zanim moje oko otworzyło się prawidłowo (nadal mam zeza).
Jakby tego było mało, moje przednie zęby były wydatne i krzywe, co natychmiast przyniosło mi przezwisko Królik Bugs. To cud, że moja matka nie rzuciła mnie na położną i nie pobiegła dalej.
Trzydzieści pięć lat później niewiele się zmieniło. Może nauczyłem się nie przejmować tak głęboko, ale widzę – przynajmniej przez jedno oko – jak posiadanie twarzy, która jest „inna” (co jest po prostu innym słowem na brzydotę) powstrzymało mnie w wielu dziedzinach mojego życia.
Więc nie było niespodzianką przeczytać w tym tygodniu, że w społeczeństwie mówi się o pojawieniu się nowego rodzaju 'ism'. Lookism – dyskryminacja ludzi ze względu na ich wygląd ze szkodą dla ich sukcesu i dobrego samopoczucia – jest przedmiotem kilku pozwów sądowych w USA, przy czym niektórzy eksperci twierdzą, że brzydota nie różni się od rasy czy niepełnosprawności i że nieatrakcyjni ludzie, którzy zostali źle potraktowani, również zasługują na działania prawne.
Chociaż nie spieszę się ze znalezieniem prawnika (w końcu to Wielka Brytania), pocieszające jest to, że potwierdziły się moje od dawna żywione podejrzenia – że piękni ludzie mają łatwiej.
Może nie jestem obdarzona urodą młodej Brigitte Bardot, ale przynajmniej nie jestem głupia. I od lat wiem, że bycie prostym jest jednym z niewypowiedzianych utrudnień w życiu.
Mieć wspaniałych rodziców nie pomogło. Mój ojciec był modelem w latach sześćdziesiątych, pozował w kożuchu do reklamy znanej marki papierosów. Moja matka, ze swoimi fiołkowo-niebieskimi oczami i gęstymi ciemnymi włosami, wyglądała jak skrzyżowanie młodej Elizabeth Taylor z Vivien Leigh.
Nigdy nie zapomnę lunchu w domu mojej ekscentrycznej ciotki, kiedy odłożyła widelec, oceniła mnie przez stół i powiedziała: „Cóż, najwyraźniej nie odziedziczyłaś wyglądu po matce. Mam nadzieję, dla twojego dobra, że masz silną osobowość.'
'Moja ciotka szyderczo: „Cóż, wyraźnie nie odziedziczyłeś wygląd swojej matki. Mam nadzieję, że dla twojego dobra, masz silną osobowość”'
Poczułem się zdruzgotany, oczywiście. Czułem, nawet w tym wieku, że bycie ładnym dawało ci korzyści, których ja nie miałem. Po pierwsze, przyjaciół.
Dziewczęta w szkole mogą być okropnie okrutne i będą szukać słabości u innych – nieważne jak płytkich – aby zdobyć kontrolę na placu zabaw.
Nie trzeba dodawać, że te z długimi blond włosami i prostymi zębami były najpopularniejsze, bezlitośnie wykluczając takie maniaczki jak ja.
Przeprowadzka do Australii, gdy miałam 13 lat, tylko pogorszyła sprawę. W śródmiejskiej szkole w Sydney otaczały mnie amazońskie, zgrabne nastolatki – opalone, wysportowane i oczywiście naturalnie pewne siebie.
Nigdy nie wybaczę mojej matce, że pierwszego dnia kazała mi założyć zapinany blezer i spódnicę do kolan. Pomogło to wykończyć mój pastelowy, pryszczaty wygląd, który zdobywałam tak starannie przez brytyjską zimę.
Nie trzeba dodawać, że po raz kolejny znalazłam się na społecznych peryferiach – nigdy nie zostałam zaproszona na imprezę surfingową czy grilla podczas całego mojego nieszczęsnego pobytu w Down Under.
Rok później błagałem, by odesłano mnie do szkoły z internatem w Wielkiej Brytanii. Przynajmniej tam mogłabym zająć się dojrzewaniem i brzydotą bez konieczności noszenia bikini.
Niestety dla mnie, ja również nie byłam jednym z tych „brzydkich kaczątek”. Nie było w hollywoodzkich filmach momentu rozkwitu w pięknego łabędzia tuż przed zakończeniem szkolnego balu, podczas którego cały rok szkolny wykrzykiwał: „Nie wiedzieliśmy, że jest taka śliczna”.
Zamiast tego, wyruszyłam na uniwersytet z nadzieją, że uda mi się wyrwać każdego chłopaka, który zobowiąże się w ciemnych zakamarkach studenckiego baru. W rzeczywistości, jedyni faceci, którzy byli choćby trochę zainteresowani rozmową ze mną, to byli uśmiechnięci studenci chemii lub geje.
Po roku, czując się nie na miejscu i samotna, rzuciłam studia i dołączyłam do lokalnej gazety jako stażystka.
To właśnie tam przeżyłem swój pierwszy poważny romans, ale nie z kolegą stażystą czy reporterem. W wieku 19 lat zamieszkałam z 43-letnim rozwiedzionym rolnikiem – i jego krową, Gertrudą.
Jedynym sposobem na znalezienie romansu przez kogoś, kto wyglądał jak ja, było zaszycie się w głębi wsi Sussex z człowiekiem, który spędzał całe dnie na kopaniu ziemniaków i robieniu świniobicia.
Zakończyło się na tym, że wyrzucił wszystkie moje rzeczy w błoto przed swoimi drzwiami wejściowymi. Przeniosłem się do Londynu, by rozpocząć karierę dziennikarską.
To właśnie tam, zaledwie rok później, poznałam mojego męża, Keitha, w jednej z publikacji branżowych. Pracował w dziale sprzedaży, miał motocykl i wspaniałą przeszłość, mieszkał w Paryżu.
Był tak normalnie wyglądającym dwudziestokilkuletnim facetem, że musiałam sprawdzać, czy jest zainteresowany mną, a nie blondynką z dużymi cyckami siedzącą przy biurku za mną.
Ale rzeczywiście, był i po raz pierwszy w życiu poczułam się atrakcyjna – bo on sprawił, że tak się poczułam. Wielokrotnie powtarzał mi, jak bardzo podoba mu się mój wygląd – i nadal to robi.
„Ludzie zazwyczaj traktują mnie poważnie i zakładają pewien poziom inteligencji, ponieważ musiałabyś mieć naprawdę pecha, żeby wyglądać tak jak ja i nie mieć czegoś innego, co by cię pociągało”
Uwierzenie mu zajęło mi 18 lat i czworo dzieci, a nawet teraz myślę, że musi być jednym z tych rzadkich mężczyzn, których bardziej interesuje piękno wewnętrzne.
W końcu nauczyłam się akceptować fakt, że nie jestem – i nigdy nie będę – 'pięknością'.
W przeszłości flirtowałam z pomysłem, że mogłabym mieć „dziwaczny” wygląd – w stylu aktorki Joan Cusack, która grała mniej atrakcyjną przyjaciółkę Melanie Griffiths w filmie Working Girl.
Ktoś, kto nie jest oczywiście piękny, ale ma interesujące, odkupione cechy. Teraz jednak zdaję sobie sprawę, że tak nie jest.
Moja twarz nie jest ani tak niezwykła, ani tak przyjemna do oglądania. I żaden makijaż, starannie ułożone włosy czy wyczucie mody nie zmienią faktu, że budowlańcy nie gwiżdżą, gdy idę ulicą, a głowy się nie odwracają.
Mogę równie dobrze założyć worek na śmieci na głowę, bo moja twarz ma wpływ.
Ale to jest w porządku. Jestem tym, kim jestem i nic – poza fortuną wydaną na operacje plastyczne – nie zmieni tego dla mnie.
Ale kiedy widzę, jak drzwi otwierają się, dosłownie i w przenośni, dla przyjaciół, którzy są mniej twarzowi, czuję się jak ta pięciolatka na placu zabaw, płonąca oburzeniem, że inne dziewczynki nie pozwolą mi się z nimi bawić, bo mam zęby i krótkie brązowe włosy.
Wyjechałam ostatnio na wakacje ze starą przyjaciółką ze szkoły, aby uczcić nasze wspólne 40. urodziny. Jest singielką, blondynką i jest bardzo atrakcyjna.
Przez całą naszą podróż, mężczyźni trzymali drzwi otwarte dla niej (a następnie pozwalając im huśtać się w mojej twarzy); niosąc jej torbę, ale ignorując moją; i przewracając się przez siebie, aby kupić jej napoje i zastosować jej balsam do opalania.
Muszę przyznać, że czułam się rozwścieczona tym, że byłam niewidzialna i jawnie ignorowana.
To trudny fakt, ale przynajmniej nie będę musiała przechodzić przez agonię utraty mojego wyglądu, ponieważ nigdy go tam nie było.
Według dermatolog Debry Luftman i psychiatry dr Evy Ritvo – autorek książki The Beauty Prescription: The Complete Formula For Looking And Feeling Beautiful – Twoje atrybuty fizyczne są tylko częścią tego, co czyni Cię atrakcyjnym.
Badania wykazały, że inni postrzegają Cię jako osobę o 20% bardziej atrakcyjną, niż myślisz, że jesteś. To dlatego, że kiedy patrzysz w lustro, oceniasz siebie po prostu na podstawie wyglądu. Widzisz tylko swoje odbicie – ale żadnej osobowości.
Na piękno składa się o wiele więcej niż sam wygląd' – mówi dr Luftman. Wspaniała figura, lśniące włosy i piękna skóra mogą przyciągnąć uwagę, ale piękno to także sposób, w jaki się poruszasz, mówisz i wyrażasz siebie. Chodzi o dobre zdrowie, ciepło, spontaniczność i charyzmę”.
WHO KNEW?
Przeciętna kobieta wydaje 336 funtów rocznie na produkty do włosów, makijaż i sztuczną opaleniznę, aby poprawić swój wygląd
Jest to prawdopodobnie kolejny sposób na powiedzenie, że jeśli, tak jak ja, nie masz szans na piękną sylwetkę, popracuj nad swoją osobowością.
Jakkolwiek denerwujące było dla mnie pogodzenie się z moim wyglądem, nauczyłam się, że jest kilka zalet.
Jedną z pierwszych prac, jakie dostałam zaraz po studiach dziennikarskich, była posada asystentki Boba Wheatona, redaktora BBC Breakfast News i, w tamtym czasie, partnera Jill Dando.
Podczas gdy gratulowałam sobie, że udało mi się dostać rolę, o którą ubiegały się setki innych ludzi, i w tajemnicy przed sobą przypisywałam to mojemu zabójczemu instynktowi i umiejętnościom badawczym, pewnego dnia ktoś w newsroomie powiedział, że Jill zwraca baczną uwagę na asystentki redaktora Boba – i jeśli chodzi o nią, to im mniej były atrakcyjne, tym lepiej.
Inne dobre strony? Nie prowadzę rozmów z czubkami głów mężczyzn, którzy ślinią się na mój tors i, nie trzeba dodawać, że nigdy nie musiałam cierpieć z powodu upokorzenia, jakim jest odrzucenie mnie jako „tylko ładnej twarzy”.
Wręcz przeciwnie, ludzie zazwyczaj traktują mnie poważnie i zakładają pewien poziom inteligencji, ponieważ musiałbyś mieć prawdziwego pecha, żeby wyglądać jak ja i nie mieć czegoś innego, co by cię interesowało.
To nie znaczy, że mój wygląd nie przeszkadza czasami w moim życiu.
Jako pisarka, która czerpie z własnych doświadczeń, często muszę mieć zrobione zdjęcie, aby zilustrować moje artykuły, a te zdjęcia mogą wywoływać drwiny.
Niedawno w zeszłym miesiącu napisałam w Femailu felieton o wzlotach i upadkach małżeństwa, wywołując zwyczajowy odzew na stronie Daily Mail.
Oczywiście, nie wszyscy czytelnicy zgodzili się ze mną i powiedzieli o tym. Można się tego spodziewać – i jest to mile widziane.
Ale jeden czytelnik skomentował: „Tylko nie ta zezowata kobieta znowu”. Punkt odnotowany. Następnym razem założę sobie wiadro na głowę.
Chociaż czuję się niesamowitą szczęściarą na niezliczone sposoby – mój mąż nie krzywi się, kiedy na mnie patrzy, a moje dzieci mówią mi, że jestem ładna (najwyraźniej jest to próba zdobycia czekolady) – czasami chciałabym wiedzieć, jak to jest mieć twarz, która mogłaby uruchomić tysiąc statków lub przynajmniej zainspirować listonosza, by mrugnął do mnie rano.
Czy w końcu, w głębi duszy, bycie ładną nie jest tym, czym każda kobieta skrycie chce być?
Nazywaj mnie płytką, jeśli chcesz, ale jak powiedział pewien amerykański komik: „Jestem zmęczony tymi wszystkimi bzdurami o pięknie, które są tylko głębokie na skórze. To jest wystarczająco głębokie. Czego chcesz – uroczej trzustki?”.