Articles

The Band: A Brief History

by Bruce Eder

Copied from the All-Music Guide

Przez około sześć lat, od 1968 do 1975 roku, The Band był jedną z najpopularniejszych i najbardziej wpływowych grup rockowych na świecie, ich muzyka była postrzegana przez krytyków (i, w nieco mniejszym stopniu, przez publiczność) równie poważnie jak muzyka Beatlesów i Rolling Stonesów. Ich albumy były analizowane i recenzowane tak samo intensywnie jak płyty ich dawnego pracodawcy i mentora, Boba Dylana. I przez długi czas ich osobowości były tak samo rozpoznawalne dla zwykłej publiczności muzycznej jak członkowie Beatlesów.



The Band, 1968. L-r: Rick Danko, Levon Helm, Richard Manuel, Garth Hudson iRobbie Robertson w Catskills pozujący do Music From Big Pink.Photo © Elliott Landy.

Historia grupy sięga prawie tak daleko jak Beatlesów, do roku 1958 (mniej więcej w czasie, gdy formacja Beatlesów porzuciła skiffle na rzecz rocka &roll). Ronnie Hawkins, urodzony w Arkansas rockman & roller, który aspirował do prawdziwej kariery, złożył w tym roku zespół, w którym grał jego kolega z Arkansas, Levon Helm (ur. 26 maja 1940 r.), który grał na perkusji (a także na wiarygodnej gitarze) i prowadził swój własny zespół Jungle Bush Beaters. Nowy skład, Ronnie Hawkins & the Hawks, nagrywał na wiosnę 1958 roku i koncertował na całym południu, a także w Ontario w Kanadzie, gdzie pieniądze były lepsze niż na ich rodzimym amerykańskim południu. To właśnie fakt, że w 1959 roku Hawks mieli siedzibę w Kanadzie, w połączeniu z odejściem pianisty Willarda Jonesa z zespołu, skłonił Hawkinsa do rozpoczęcia poszukiwań lokalnych talentów muzycznych w Toronto; Hawkins zwrócił się do muzyka o nazwisku Scott Cushnie z propozycją dołączenia do Hawks na klawiszach. Cushnie grał już jednak w zespole z Robbiem Robertsonem (urodzonym w 1944 roku) i dołączyłby do Hawkinsa tylko wtedy, gdyby ten się do niego zgłosił.

Po pewnym oporze ze strony Hawkinsa, Robertson dołączył do składu na basie, zastępując odchodzącego Jimmiego Evansa. Więcej multiplelineup przełączniki miały miejsce w ciągu najbliższych kilku lat, Robbie Robertson przesuwając torhythm guitar za FredCarter (i, krótko, Roy Buchanan’s) leadplaying. W 1961 roku na basie pojawił się Rick Danko (ur. 29 grudnia 1942), a następnie Richard Manuel (ur. 3 kwietnia 1944) na pianinie i wokalu. W tym samym czasie, Garth Hudson (ur. 2 sierpnia 1937), klasycznie wykształcony muzyk, który potrafił czytać muzykę, stał się ostatnim elementem początkowej układanki jako organista.

Przez cztery lata, od 1959 do 1963 roku, RonnieHawkins & the Hawks byli jednym z najgorętszych rockowych & roll bandsworking, co było bardzo wyjątkowe w czasach, gdy rock & roll hadsupposedly died. Hawkinshimself był praktycznie Toronto odpowiedź doElvis Presley, i jejemained wierny muzyce nawet jak Presley sam zmiękczony ibroadened jego dźwięk. Mieszanka osobowości w grupie współgrała ze sobą, lepiej niż z Hawkinsem, który, nie wiedząc o tym, wkrótce stał się dziwakiem w swojej własnej grupie. W miarę jak na pokład wchodzili nowi członkowie – Danko, Manuel i Hudson – wszyscy Kanadyjczycy, zastępujący kolegów Hawkinsa z Południa – Hawkins tracił kontrolę nad grupą, do pewnego stopnia, ponieważ zaczęli oni pracować razem coraz bliżej.

W końcu Jastrzębie rozstały się z Ronniem Hawkinsem latem 1963 roku, kiedy to osobowość wokalisty i jego ego stawały się coraz bardziej natarczywe. The Hawks zdecydował się pozostaćtogether z ich najstarszy członek, Levon Helm, z przodu, różnie zmieniając nazwę siebie Levon & the Hawks i kanadyjski Squiresand cięcia płyt pod obu nazw. Wpadka z młodym Johnem Hammondem Jr. na serii sesji nagraniowych w Nowym Jorku doprowadziła do tego, że grupa została przedstawiona Bobowi Dylanowi, który przygotowywał się wtedy do koncertowego pompowania swojego brzmienia. Robertson i Helm zagrali za Dylanem na jego koncercie w Forest Hills w Nowym Jorku w 1965 roku (zachowała się taśma bootlegowa, na której można ich posłuchać), a on ostatecznie podpisał kontrakt z całą grupą.

Współpraca z Dylanem zmieniła Hawksów, ale nie zawsze była to łatwa współpraca. W ciągu pięciu lat wspierania Ronniego Hawkinsa, grupa grała rocka opartego na R&B, pod silnym wpływem brzmienia ChessRecords w Chicago i Sun Records w Memphis. Dodatkowo, nauczyli się grać ciasno i precyzyjnie i byli przyzwyczajeni do występów przed publicznością, która była zainteresowana przede wszystkim dobrą zabawą i tańcem. Teraz Dylan kazał im grać elektryczne adaptacje muzyki ludowej, z dużą ilością brzdąkania i bez tego rodzaju krawędzi, do których przywykli w swojej pracy. Hissound można było odnaleźć w muzyce Big Billa Broonzy’ego i Josha White’a, podczas gdy oni spędzili lata grając muzykę Jerry’ego Lee Lewisa, Chucka Berry’ego i Bo Diddleya. Tak się składa, że wszystkie te wpływy są ze sobą powiązane, ale nie bezpośrednio i nie w sposób, który był oczywisty dla muzyków w 1964 roku.

Ironicznie, wiosną 1965 roku, grupa właśnie straciła szansę na legendarne spotkanie na płycie z muzykiem, którego rozumiała. Poznali pochodzącą z Arkansas legendę bluesa Sonny Boy Williamson II i pewnego dnia zagrali z wokalistą/bluesowym harfistą, mając nadzieję, że uda im się nagrać z nim kilka płyt. Nie zdawali sobie wtedy z tego sprawy, ale Williamson był umierającym człowiekiem – zanim Hawksi byli gotowi wrócić i spróbować nagrać z nim kilka płyt, on już odszedł.

Kolejny problem dla grupy związany z pracą z Dylanem dotyczył jego publiczności. Hawksi grali przed wieloma różnymi publicznościami w ciągu poprzednich czterech lat, ale prawie wszystkie z nich to ludzie zainteresowani przede wszystkim dobrą zabawą i spędzeniem miło czasu.Hawksi nie byli przyzwyczajeni do konfrontacji z rodzajami pasji, które kierowały folkową publicznością, podobnie jak nie byli początkowo przygotowani na swobodną naturę występów Dylana – lubił on wprowadzać zmiany w sposobie wykonywania piosenek na bieżąco, a grupie często trudno było za nim nadążyć, przynajmniej na początku, choć doświadczenie to uczyniło z nich bardziej elastyczny zespół na scenie.

W końcu grupa spotkała się z Dylanem jako jego zespół rezerwowy na jego trasie koncertowej w 1966 roku, chociaż Levon Helm odszedł wkrótce po rozpoczęciu trasy pod koniec 1965 roku. Grupa ostatecznie wpadła w orbitę zarządzania własnego menadżera Dylana, Alberta Grossmana, który przekonał czterech głównych członków (bez Helma), aby dołączyli do Dylana w Woodstock, NY, pracując nad sesjami, które ostatecznie stały się The Basement Tapes w ich różnych konfiguracjach, z których żadna nie została oficjalnie usłyszana przez prawie dekadę. (W rzeczy samej, do tego czasu ukazała się tylko jedna piosenka, „JustLike Tom Thumb’s Blues”, nagrana na żywo podczas zakończonej właśnie trasy, na stronie B 45, reprezentująca grupę grającą z Dylanem).

W końcu, kontrakt na nagrywanie dla grupy – przemianowanej na The Band – został zdobyty przez Grossmana z Capitol Records. Levon Helm powrócił do zespołu, a rezultatem tego był album Music From Big Pink, będący pośrednią kontynuacją „Basement Tapes”. Ten album, enigmatycznie nazwany i opakowany, brzmiał jak nic innego, co zostało zrobione przez kogokolwiek w muzyce, kiedy został wydany w lipcu 1968 roku. To było tak, jakby psychodelia i tak zwana brytyjska inwazja nigdy nie miały miejsca; grupa grała i śpiewała jak pięć odrębnych indywidualności pracujących nad tym samym celem, nie mieszając się ze sobą płynnie. Zespół miał zbiorowe brzmienie, ale składał się z pięciu odrębnych, indywidualnych głosów i instrumentów mieszających folk, blues, gospel, R&B, klasykę i rock & roll.

Prasa zainteresowała się albumem zanim zrobiła to publiczność, ale w ciągu następnego roku, zespół stał się jednym z najbardziej dyskutowanych fenomenów w muzyce rockowej, a Music From Big Pink zyskał mistykę i znaczenie podobne do takich albumów jak Beggars Banquet. Grupa i album stały w sprzeczności z tak zwaną kontrkulturą, i trzeba było się do nich trochę przyzwyczaić, choćby ze względu na brak gładkiego, łatwo kategoryzowalnego brzmienia. Ich muzyka przesiąknięta była Americaną oraz historycznymi i mitycznymi obrazami Ameryki, pomimo faktu, że wszyscy członkowie z wyjątkiem Helma pochodzili z Kanady (co w rzeczywistości mogło pomóc im docenić kulturę, z którą mieli do czynienia, jako outsiderzy). Robertson, Manuel i Danko wszyscy pisali, a śpiewali wszyscy poza Robertsonem i Hudsonem; ich wokale nie były słodkie, ale po prostu płynęły razem w nieformalny sposób. Klasyczne organowe rozkminy przenikały się z wielkim (ale szczupłym), surowym rockowym & roll sound, a całość była tak daleka od samozadowolonej wirtuozerii i polityczno-kulturowego pozerstwa wokół nich, że Zespół wydawał się działać w innej rzeczywistości, według innych zasad.

W tym samym okresie, ostatnie skojarzenie grupy z Bobem Dylanem – którego nazwisko w tamtym czasie miało niemal mistyczny oddźwięk wśród publiczności – zostało wspomniane w prasie rockowej, a także umieszczone w twarzach słuchaczy poprzez nowe zjawisko. Do tej pory ukazał się tylko jeden utwór z trasy koncertowej grupy z Dylanem w 1966 roku, i to w formie strony B do starego singla, którego nakład został wyczerpany. Ale w 1969 roku, pierwszy szeroko dystrybuowany bootleg LP, The Great WhiteWonder, zawierający niewydane wówczas Basement Tapes>, zaczął pojawiać się na kampusach uniwersyteckich i w punktach sprzedaży dla kolekcjonerów płyt. Jakość była ograniczona, etykiety puste, i nie było żadnej „promocji” tego ewidentnie nielegalnego wydawnictwa, ale dotarło ono do setek tysięcy słuchaczy i tylko zwiększyło mistykę wokół zespołu.

Music From Big Pink, na którego okładce znalazł się obraz Boba Dylana, zaczął się sprzedawać – z początku powoli, a potem coraz lepiej – a grupa zagrała kilka wybranych koncertów. Drugi album, zatytułowany po prostu The Band, był równie dobry jak pierwszy. Zdominowany przez teksty Robertsona, został wydany we wrześniu 1969 roku, a wraz z nim eksplodowała reputacja grupy; co więcej, zaczęli wychodzić z cienia Boba Dylana z własnymi piosenkami, które dorównywały wszystkiemu, co wydawał w tamtym czasie. Dwie piosenki, „Up on Cripple Creek” i „The Night TheyDrove Ol' Dixie Down”, podbiły wyobraźnię publiczności, a pierwsza z nich wprowadziła ich do programu The Ed Sullivan Show w wystąpieniu, które jest fascynujące do obejrzenia na oficjalnym wydaniu wideo Ed Sullivan; gospodarz wychodzi, by ich objąć i pogratulować, wyraźnie podekscytowany po psychodelicznych i hardrockowych występach, które zwykle rezerwował, by zobaczyć grupę, której słowa i muzykę rozumie. W międzyczasie „The NightThey Drove Ol' Dixie Down” stało się popularnym utworem radiowym i doczekało się przebojowej wersji w postaci niezrozumiale zepsutego wykonania przez Joan Baez (w którym, z powodów, które tylko Baez jest w stanie wyjaśnić, Robert E. Lee został zamieniony w parowiec), które dotarło do pierwszej piątki.

Po wydaniu drugiego albumu, sytuacja w grupie nieco się zmieniła. Częściowo z powodu presji tras koncertowych i oczekiwań publiczności co do „geniuszu”, a także z powodu rosnącej fiksacji prasy na Robbie Robertsonie kosztem reszty grupy, pozostali członkowie grupy pozostali na tyle znani, że ich nazwiska i osobowości były dobrze znane publiczności. The Band wciąż był świetnie pracującym zespołem, co zostało zaprezentowane na ich genialnym trzecim albumie Stage Fright, ale stopniowo wyczerpanie i osobiste naciski odcisnęły swoje piętno. Dodatkowo, ogromne sumy pieniędzy, które członkowie zaczęli zbierać, za setki tysięcy, a w końcu miliony sprzedanych płyt, doprowadziły do przypadków nieodpowiedzialnego zachowania poszczególnych członków i ich małżonków i zwiększyły presję na grupę, by osiągać dobre wyniki. Członkowie zawsze angażowali się w pewną ilość przypadkowego zażywania narkotyków, głównie marihuany, ale teraz mieli dostęp do poważniejszych i droższych środków chemicznych. Pewne prywatne pretensje zaczęły się również ujawniać w związku z dominacją Robertsona w pisaniu piosenek (niektóre z nich zostały otwarcie zakwestionowane w autobiografii Levona Helma lata później), a fakt, że grupa była teraz stale na celowniku opinii publicznej nie pomagał.

Do czasu wydania czwartego albumu, Cahoots, część blasku eksperymentów i łatwej komitywy zniknęła, chociaż, jak na ironię, album wciąż był jednym z najlepszych wydanych w 1971 roku. Problemem dla grupy stało się wypełnienie wszystkich zobowiązań związanych z sukcesem, włączając w to trasy koncertowe i pisanie nowego materiału do nagrania. Pod koniec 1971 roku zespół postanowił zrobić sobie przerwę, wydając żywy album, Rock ofAges, który był wszystkim, czym fani musieli się zadowolić w 1972 roku. Fakt, że ich kolejny album, wydany w 1973 roku, był zbiorem studyjnych wersji staroci, które grupa wykonywała na scenie, a także numerów, które znali z czasów bycia Jastrzębiami, powinien być sygnałem ostrzegawczym, że nie wszystko w grupie jest w porządku. Jeszcze bardziej niepokojący był fakt, że wykonania te były tak proste i płaskie w porównaniu z muzyką, którą wykonywali na każdym poprzednim albumie; po prostu nie odpowiadały standardom, jakich można było oczekiwać od grupy, a fakt, że nie odbyli trasy koncertowej w związku z tym albumem wskazywał na to, że z „Moondog Matinee” upłynął im czas. Grupa zagrała w tym samym roku jeden duży koncert, na torze wyścigowym w WatkinsGlen, w stanie Nowy Jork, przed największą publicznością, jaka kiedykolwiek zebrała się na koncercie rockowym – było to dowodem na to, że ich miejsce w rockowym panteonie jest takie samo, jak Grateful Dead i Allman BrothersBand.

Rok 1973 był także czasem, w którym zespół dał upust swojemu związkowi z Bobem Dylanem, nagrywając z nim album Planet Waves i przygotowując się do wielkiej krajowej trasy koncertowej w 1974 roku. Ta trasa, z perspektywy czasu, wydawała się bardziej podstawą do zarobienia na współpracy z Dylanem, niż do tworzenia nowej muzyki o jakimkolwiek znaczeniu. W oczach wielu krytyków The Band przewyższał Dylana w swoich występach, co znalazło odzwierciedlenie w dużej części koncertowego LP Before the Flood, który został wydestylowany z dwóch występów z 14 lutego 1974 roku. Wszyscy zarobili na tym fortunę, ale trasa z Dylanem wrzuciła zespół w sam środek najbardziej dekadenckiej części rockowego świata. Wiele z prostoty i bezpośredniości ich muzyki i życia uległo łatwej dostępności seksu, narkotyków i innych rozrywek oraz drogiego stylu życia, który wszyscy zaczęli utrzymywać.

Do końca 1974 roku, zespół stracił wiele z dobrej woli, którą zbudował na swoich pierwszych czterech albumach. Kolejny album, Northern Lights –Southern Cross, wydany pod koniec 1975 roku, był wielkim powrotem i przywrócił grupie reputację najnowocześniejszego zespołu, włączając nawet elementy muzyki syntezatorowej do swoich tekstów i produkcji. Mniej więcej w tym samym czasie Levon Helm i Garth Hudson wnieśli spóźniony wkład w historię Chess Records (w świetle ich niedoszłej porażki z Sonny Boy Williamsonem dekadę wcześniej), kiedy pracowali z Muddy Watersem, nagrywając cały album z legendą bluesa w studiu Helma w Woodstock, NY. The Muddy Waters WoodstockAlbum, choć zignorowany w tamtym czasie przez wszystkich oprócz krytyków, był ostatnim wielkim albumem wydanym przez wytwórnię lub przez Watersa w wytwórni i jego najlepszym albumem od co najmniej pięciu lat.

Jednak było już za późno, by uratować zespół jako działający zespół; wszyscy członkowie byli zaangażowani we własne interesy i życie, a grupa przestała koncertować. Album Inevitablebest-of z 1976 roku, przed trasą koncertową, która okazała się być ostatnią, wyznaczył nieoficjalny koniec historii oryginalnego składu. Ostatni nowy album, Islands, wypełnił kontrakt grupy i miał kilka pięknych momentów, ale nigdy nie odbył trasy koncertowej i było jasne dla wszystkich, że zespół jest skończony jako kontynuacja działalności. Grupa zaznaczyła koniec swoich dni jako aktywna jednostka wydając film (i towarzyszący mu soundtrack) The Last Waltz, wyreżyserowany przez Martina Scorsese, z ich pożegnalnego koncertu, który był koncertem wszystkich gwiazd, na którym wystąpili Ronnie Hawkins, Muddy Waters, Eric Clapton, Neil Young, Van Morrison i tuzin innych luminarzy z grona ich starych przyjaciół, wielbicieli i idoli.Robertson i Helm kontynuowali karierę muzyczną i filmową, podczas gdy Dank próbował rozpocząć własną karierę solową.

Capitol Records kontynuował pakowanie ich muzyki na winylach, wydając kolekcję Anthology i drugi best-of LP, a także parę re-kompilacji CD, To KingdomCome i Across the GreatDivide, w latach 90-tych. Jak się okazało, członkowie grupy, z wyjątkiem Robertsona, nie byli tak gotowi i chętni do zamknięcia jej działalności, po części dlatego, że nie widzieli ku temu powodu, a także dlatego, że kilku z nich nie było w stanie utrzymać dochodowych karier solowych (Robertson, który napisał większość piosenek, miał stały dochód z wydawnictw, jak i ze sprzedaży płyt). Pozostali członkowie grupy spotykali się ponownie w różnych okresach – w 1983 roku czterech członków zespołu, z Robertsonem zastąpionym przez Earla Cate’a z Cate Brothers na gitarze, spotkało się ponownie na trasie koncertowej, która zaowocowała pełnometrażowym filmem koncertowym i pozytywnym odbiorem publiczności. Śmierć Richarda Manuela w 1986 roku odcisnęła piętno na przyszłych zjazdach, których było kilka – Robertson wydał swój pierwszy solowy album rok później, który zawierał hołd dla Manuela („Fallen Angel”).

To było tak blisko, jak gitarzysta mógł się zbliżyć do zjazdu zespołu, który jednak stał się kością niezgody między widzami i członkami. Robertson publicznie kwestionował znaczenie The Last Waltz i nigdy nie chciał w nim uczestniczyć. Jako główny autor piosenek i główny gitarzysta grupy był jej najbardziej znanym członkiem, ale nigdy nie śpiewał znaczących partii wokalnych na nagraniach (mówi się, że jednym z powodów, dla których ich set z Woodstock nigdy nie został wydany, było to, że jego mikrofon był pod napięciem, a głos zbyt wyraźny). Inni gitarzyści potrafili wykorzystać jego pracę wystarczająco dobrze, a reszta grupy miała znaczący wkład w praktycznie każdą piosenkę, którą stworzyli, więc ponowne spotkania miały sens. W 1993 roku zespół wydał Jericho, swój pierwszy od 16 lat nowy album, który otrzymał zaskakująco dobre recenzje. W 1996 roku ukazał się album High on the Hog, a dwa lata później świętowano 30-lecie zespołu wydając Jubilation. Śmierć Ricka Danko we śnie w jego domu w Woodstock 10 grudnia 1999 roku, wydawała się kończyć przyszłą działalność jakiejkolwiek wersji zespołu.

Webmaster

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *