When Your Child Is (Very) Late To Potty-Train
Jako mama robię wiele rzeczy dobrze. Upewniam się, że życie moich dzieci jest zrównoważone dzięki strukturze i rutynie na dobranoc, ale także zabawnym wieczorom filmowym i łapaniu muchomorów do 22:00 w lecie. Jedzą warzywa, ale też słodycze. Uprawiają zorganizowane sporty, ale mają też czas na bieganie i zabawę w chowanego z przyjaciółmi z sąsiedztwa. Używają manier (zazwyczaj) i wykonują obowiązki (kiedy są do tego zachęcane).
Jak każda mama, mam jednak wady. A jedną z nich jest to, że jestem perfekcjonistką.
Jak bardzo nie lubię się do tego przyznawać, kiedy moje dzieci nie osiągają jakiegoś kamienia milowego w tym, co większość uważa za „typowy” harmonogram, mój niepokój sięga zenitu. Czuję się, jakbym zawiodła. I to nie jest ładne.
Wiem, że to nie jest dobre podejście rodzicielskie. Wiem, że to nie jest ich wina – ani moja. Ale wszystkie moje dzieci jechały na ostatnim miejscu w autobusie do nauki nocnikowania. I to mnie prawie zabiło.
Kiedy dzieci moich przyjaciół umieszczały urocze naklejki na wykresach i głośno ogłaszały „Idę do nocnika, mamusiu!” w wieku 2 lat, moje nie były jeszcze gotowe. I to było w porządku, bo 3 lata to wciąż normalny wiek na opanowanie tego wyzwania, prawda? A co się dzieje, gdy w wieku 4 lat nadal się z tym zmagają? I 5?
Płaczesz, ot co.
Wtedy po prostu czujesz się jak gigantyczna kula epickich porażek i chcesz wpełznąć do ciemnej dziury, bo nie nadajesz się do macierzyństwa. (Tak w każdym razie ja się czułam.)
Zrobiłam wykresy. I systemy nagród. Zabawki. Skittles. M & Ms. Rozmawiałam z naszym pediatrą, który omówił, a następnie potwierdził, że moje dzieci nie mają żadnych poważnych problemów medycznych powodujących te opóźnienia. Czytałam artykuły i książki. Zawsze załatwiały się do nocnika przed wyjściem z domu. Starałam się, aby posiłki i napoje były podawane w odpowiednim czasie. Wszystko było analizowane i obsesyjnie przeżywane, a ja wpadałam w gniew, frustrację i niepokój.
Miałyśmy dobry tydzień, nawet dwa, a ja myślałam: „Tak! Wreszcie! Udało się!”, aż nastąpił regres. Wracaliśmy do punktu pierwszego. Ten paskudny cykl powtarzał się w kółko. I tak w kółko. I tak w kółko. Przez lata.
Lata zabierania dodatkowych ubrań, gdziekolwiek się udawaliśmy. Lata paniki, że zdarzy się jakiś wypadek – na przyjęciu urodzinowym, na czyjejś kanapie lub dywanie. Albo będziemy tymi ludźmi, którzy spowodują obowiązkową ewakuację z basenu. Albo że przedszkole zadzwoni i powie, że się nie udało.
Lata cichego (a czasem głośnego) przeklinania wszystkich rodziców, którzy wyszkolili swoje dzieci w trzy dni. Lata ludzi mówiących: „Nie martw się! On nie pójdzie na studia w pieluchach!” i zastanawiania się, czy w rzeczywistości może.
Lata porównywania moich dzieci i mojego macierzyństwa z innymi. Lata zastanawiania się, dlaczego poniosłam porażkę.
Ale oto, czego się nauczyłam, przez te wszystkie długie tygodnie regresji, przez wszystkie łzy, które wypłakiwałam w moje wino po tym, jak były już w łóżkach.
To nie jest moja porażka.
To nie jest porażka mojego dziecka.
To jest po prostu miejsce, w którym się znajduje w swojej rozwojowej podróży przez dzieciństwo.
Dowiedziałam się również, że mama mająca fioła na punkcie kontroli plus dziecko o silnej woli i niezależnym umyśle nie równa się sukcesowi w dziale nauki korzystania z nocnika. Prawdopodobnie największe objawienie przyszło, kiedy nasz pediatra powiedział do mnie: „Mamo, to nie zależy od ciebie. Nie masz prawa wybierać linii czasowej.”
Um, co? Ja nie mam wpływu na to, jak to się potoczy?
Nie, nie mam.
I mój mąż też pomógł, bo często stawia mi sprawy w odpowiedniej perspektywie.
„A co jeśli zrobi kupę w basenie?!” wołałabym.
„Więc zrobi kupę w basenie. Poradzimy sobie z tym”, powiedział.
„A co, jeśli zrobi kupę w szkole?”
„Więc zrobi kupę w szkole. Poradzimy sobie z tym.”
I to było takie proste. Czy bylibyśmy zakłopotani? Tak. Czy świat by się skończył? Nie. Czy nadal mielibyśmy naszą piękną, zdrową, pięcioosobową rodzinę pod jednym dachem? Tak. I czy mielibyśmy zabawną historię, na którą moglibyśmy spojrzeć za 10 lat? Prawdopodobnie (ale daj mi kilka).
Ważne było również (i nie było to łatwe), aby zachować pozytywne spojrzenie, najlepiej jak potrafię. Artykuł na Care.com mówi, że „dzieci spóźniające się na nocnik mogą wyczuć dezaprobatę” i że ważne jest, aby „zaszczepić w nich pewność siebie, że rzeczywiście zostaną wytrenowane na nocniku”. Muszą wierzyć, że mogą to zrobić. „To ulga dla nich poczucie, że są na właściwej drodze”, mówi artykuł.
To był dla mnie duży kawałek. I wiele razy utrzymanie tej „pozytywności” oznaczało, że musiałam się wymeldować, wycofać i pozwolić mojemu mężowi przejąć kontrolę na jakiś czas. Jest to kolejna dobra strategia zalecana na Care.com przez psychologa rozwojowego dr Rika Alper, który mówi: „Rodzice, których dzieci spóźniają się z treningiem toaletowym, często są na skraju wytrzymałości, a cierpliwość może być trudna do zdobycia”. Zachęca ona rodzica, „który był najbardziej zakorzeniony w procesie, aby się wycofał i pozwolił drugiemu rodzicowi przejąć inicjatywę.”
Powoli, w miarę upływu czasu i gdy moje dzieci w końcu dogoniły swoich rówieśników, zdałam sobie sprawę, że wszystko, w rzeczywistości, naprawdę będzie w porządku. Były momenty, kiedy, jak przewidział mój mąż, musieliśmy się z tym „uporać”. Bywało, że byłam zawstydzona. Moje dzieci były zawstydzone. Ale również zgodnie z przewidywaniami, świat się nie kończył, jeśli któreś z nich zrobiło kupę lub obsikało spodnie.
Musiałam też długo, mocno patrzeć w lustro w najgorsze dni nauki czystości. Tak wiele z tej bitwy było moją własną. Tak wiele z tego było moją własną potrzebą perfekcjonizmu. Dla kontroli. Wszyscy inni skończyli o 3! My musieliśmy skończyć w wieku 3 lat! Ale tak nie było. I to była tylko nasza rzeczywistość.
Ponieważ prawda jest taka, że posiadanie 4 lub 5-latka, który wciąż zmaga się z problemami w łazience, nie jest wcale takie rzadkie. „4-5-latki są bardzo zajęte i pochłania je to, co robią” – mówi dr Laura Markham w programie Aha! Parenting. „Potrzeba czasu, aby ludzie nauczyli się, jak długo możemy opóźnić rozpoczęcie korzystania z łazienki”. A moje dzieci na pewno lubiły to opóźniać. A. LOT.
Miałam jedno dziecko, które nadal nosiło pull-upy od czasu do czasu w wieku 4 lat. Miałam jedno, które nosiło dodatkowe majtki w plecaku przez przedszkole. I jedno, które miało nocne wypadki znacznie wcześniej niż jego rówieśnicy, którzy już robili sleepovers.
Ale nasze zmagania z treningiem nocnika nie definiują nas jako rodziny. To nie definiuje moich dzieci ani mnie jako mamy.
To znaczy, że każde z moich dzieci miało jeden lub więcej czynników, które wpłynęły na ich zdolność do nocnikowania. Jedno z nich łatwo się rozpraszało i po prostu nigdy nie dawało sobie wystarczająco dużo czasu, co poprawiło się w miarę jak dojrzewało. Dowiedzieliśmy się też, że cukier przechodzi przez niego, więc jeśli wypił sok lub Gatorade, potrzebował toalety w ciągu 5-10 minut STAT. Inny miał problem z pęcherzem, który również poprawił się z wiekiem. A jeszcze inny miał lęk przed wpadnięciem w kłopoty i często to ukrywał.
Musieliśmy zdiagnozować i zająć się tymi problemami i potrzebami indywidualnie. A przede wszystkim musiałam sobie przypominać, że choćbym czasem nie chciała, to jestem dorosła i to do mnie należy, żeby się tak zachowywać.
Mimo, że nasza metoda trwała znacznie dłużej niż 3 dni, to w całym schemacie rodzicielstwa, to naprawdę tylko jeden element. A kiedy będą już nastolatkami, pewnie znów będę życzyć sobie tych dni, kiedy naszą najgorszą harówką była konieczność zmiany majtek.