Articles

W poszukiwaniu Wilhelma Tella

W centrum rynku stoi bohaterska postać z brązu, surowy, krzepki, brodaty mężczyzna w domowym ubraniu, z kuszą na ramieniu, z ramieniem obejmującym bosego chłopca. Przed nim stoi inny surowy, krzepki mężczyzna, ten w schludnym biznesowym garniturze, z szacunkiem milczący, z ramieniem obejmującym innego małego chłopca, tego w butach do biegania Reebok. Mężczyzna wskazuje na ziemię. „To”, mówi chłopcu, „jest to miejsce”

Chłopiec przytakuje. On wie, co to za miejsce: miejsce narodzin ich kraju. Wie, że brązowy posąg przedstawia Wilhelma Tella, który jednym strzałem ze swojej kuszy rozpoczął wielowiekową serię wydarzeń, które zmieniły kilka odizolowanych osad biednych, zacofanych średniowiecznych górali w prosperujący nowoczesny naród Szwajcarii. Historię o Wilhelmie Tellu słyszał przy swoim łóżku i w klasie. Widział ją w telewizji, w komiksach, odgrywaną na wiejskich jarmarkach i w szkolnych teatrzykach. Wie, że tutaj, setki lat temu – w roku 1307, jak głosi napis na pomniku – Tell, miejscowy rolnik i słynny myśliwy, szedł ze swoim synem przez rynek Altdorfu, wtedy, jak i teraz, jedynego dużego miasta w kantonie Uri.

Przed laty, na środku rynku, komornik Gessler, agent księcia Austrii Habsburga, umieścił na słupie kapelusz Habsburga i przy dźwiękach trąb ogłosił, że wszyscy przechodnie muszą odkryć przed nim swoje głowy. Ale Wilhelm Tell z Uri zachował swój kapelusz na głowie. Natychmiast zawleczono go przed oblicze Gesslera, który kazał umieścić jabłko na głowie syna Tella i powiedział rolnikowi, że jeśli nie uda mu się zestrzelić go jedną strzałą z odległości 120 kroków, zarówno on, jak i chłopiec zostaną uśmierceni.

Tell odmierzył odległość, załadował i wycelował kuszę, wystrzelił strzałę, a jabłko spadło. „Gessler powiedział mu: „Twoje życie jest teraz bezpieczne, ale powiedz mi, dlaczego widziałem, jak wkładasz drugą strzałę do kurtki?”

„Gdyby moja pierwsza strzała zabiła mojego syna,” odpowiedział Tell, „strzeliłbym do ciebie drugą i nie spudłowałbym.”

Wściekły Gessler kazał związać Tella, przewieźć go nad jezioro Lucerne i wrzucić na łódź, która miała go zabrać do lochu w ponurym zamku Küssnacht. Tam oświadczył: „Nigdy więcej nie zobaczysz słońca ani księżyca.”

Dzisiaj plac w Altdorfie, na którym to wszystko się wydarzyło, jest pierwszym przystankiem w pielgrzymce, która prowadzi współczesnych szwajcarskich ojców i synów, nie wspominając o tysiącach turystów wielu narodowości, do kaplicy zbudowanej w miejscu domu Tella we wsi Bürglen, a następnie do przystani, z której Gessler i jego więzień wyruszyli na zdradzieckie wody Jeziora Lucerny. Następnie, kilka kilometrów na wschód, zwiedzający docierają do miejsca na południowym brzegu jeziora, gdzie stroma ścieżka opada do płaskiej skały nad brzegiem wody, znanej jako Tellsplatte – gzyms Tella. To właśnie tutaj Tell, uwolniony z więzów, gdy zerwał się gwałtowny wiatr, a on jako jedyny na pokładzie miał siłę, by sprowadzić łódź w bezpieczne miejsce, zbliżył się do skały, wyskoczył na brzeg i potężnym kopniakiem odesłał Gesslera i jego załogę z powrotem w fale.

Kalkulując, że mężczyźni jakoś dotrą do brzegu, Tell przedostał się 20 mil przez ciemne lasy i przełęcze do Hohle Gasse (wąskiej przełęczy), zapadniętej drogi prowadzącej do Küssnacht. Tam ukrył się za drzewem, poczekał na Gesslera i zastrzelił go słynną drugą strzałą. Wreszcie współcześni pielgrzymi wracają nad jezioro, do brzegu naprzeciwko gzymsu Tella. Tutaj, po zabiciu Gesslera, Tell spotkał się na leśnej łące, znanej dziś jako Rütli, z trzema innymi mężczyznami z sąsiednich kantonów, którzy zostali skrzywdzeni przez komornika lub innych najemników Habsburgów. Ci czterej mężczyźni złożyli przysięgę, którą szwajcarscy chłopcy znają na pamięć: „Pomagać sobie nawzajem pomocą i wszelką radą oraz wszelką łaską, osobą i dobrami, siłą i siłą, przeciwko wszystkim, którzy mogą zadać im jakąkolwiek przemoc, molestowanie lub krzywdę, lub mogą spiskować jakiekolwiek zło przeciwko ich osobom lub dobrom”. Następnie wydano rozkaz rozpalenia ognisk na szczytach gór, aby zasygnalizować początek wojny narodowowyzwoleńczej i zniszczenie zamków takich jak Gessler, zbudowanych przez Austriaków, aby wzbudzić respekt wśród tubylców.

Historia Tella jest ceniona przez Szwajcarów i stanowi centralny element ich poczucia pochodzenia – wystarczy przypomnieć sobie wizerunek kuszy Tella umieszczony na każdym towarze eksportowym, który przekracza granice Szwajcarii, jako dowód, że jest on naprawdę wyprodukowany w Szwajcarii. Popularność tej opowieści nie słabnie: tego lata, na przykład, specjalny festiwal w Altdorfie i okolicach upamiętnia 200. rocznicę premiery niemieckiego dramaturga Friedricha von Schillera Wilhelm Tell, kasowego hitu (wyreżyserowanego na premierze w marcu 1804 roku przez przyjaciela Schillera, Johanna Wolfganga von Goethego), który rozpowszechnił inspirującą historię Tella daleko i szeroko.

Jest tylko jeden mały problem: wielu historyków wątpi, że Tell kiedykolwiek oddał te dwa słynne strzały w 1307 roku, a wielu jest przekonanych, że Wilhelm Tell nigdy nie istniał.

Po pierwsze, jego historia nie została w pełni spisana aż do 1569-70 roku, około 250 lat po wydarzeniach w niej opisanych, przez historyka Aegidiusa Tschudi, który, między innymi, pomylił daty. W 1758 roku, prawie dwa wieki po śmierci Tschudiego, odnalazł się zapomniany egzemplarz oryginalnej przysięgi Rütli, złożonej przez przedstawicieli trzech kantonów leśnych, z których żaden nie nazywał się Tell. Była ona datowana na „początek sierpnia 1291 roku”, więc cały epizod musiał zostać cofnięty o 16 lat (tylko Uri pozostał uparcie wierny starej dacie 1307). Dzień Niepodległości Szwajcarii, ustanowiony oficjalnie w 1891 r., jest obecnie obchodzony przy ogniskach 1 sierpnia.

W połowie XVIII w. berneński uczony Gottlieb de Haller przeczytał w starej historii Danii opowieść o królu Haraldzie Bluetooth, który panował od 936 do 987 r., i wodzu wikingów o imieniu Toko. Pewnego pijanego wieczoru Toko przechwalał się, że potrafi zrobić wszystko ze swoim łukiem i strzałami; potrafił nawet zestrzelić jabłko ze szczupaka na drugim końcu sali. „Dobrze,” powiedział król. „Teraz położę jabłko na głowie twojego małego synka, a ty je zestrzelisz”. Nie było kłótni z królem, więc Toko wziął swoją broń, kazał chłopcu spojrzeć w drugą stronę i odstrzelił jabłko. Kiedy król zapytał, dlaczego ma jeszcze dwie strzały w kamizelce, Toko odpowiedział: „Żeby cię zabić, panie, tak jak zabiłem mojego syna.”

Bluetooth uznał tę odpowiedź za zupełnie normalną dla Wikinga i zapomniał o niej. Ale Toko nie był człowiekiem, który zapomina lub wybacza i w końcu dołączył do młodego księcia Sweyna Forkbearda, który zbuntował się przeciwko swojemu ojcu. W trakcie bitwy natknął się na Bluetootha odpoczywającego za krzakiem i wbił mu strzałę w serce.

Kolejna książka De Hallera, Wilhelm Tell: bajka duńska, wywołała oburzenie w Szwajcarii. Doszło do procesu sądowego, egzemplarz książki został publicznie spalony na placu w Altdorfie, na którym niegdyś królował kapelusz tyrana, a autor być może sam zostałby podpalony, gdyby nie przeprosił, twierdząc, że to wszystko było tylko ćwiczeniem literackim, którego nie należy traktować poważnie.

Ale drzwi były teraz szeroko otwarte dla sceptyków i inni badacze rzucili się do akcji. Odkryli, że nie było żadnego zorganizowanego powstania w leśnych kantonach po Przysiędze Rütli, że zamki zostały splądrowane albo na długo przed, albo na długo po 1291 roku, i że w rzeczywistości nie ma żadnych dowodów na to, że człowiek o imieniu Wilhelm Tell kiedykolwiek żył, nie mówiąc już o zestrzeleniu jabłka z czyjejkolwiek głowy. Doszli do wniosku, że Tell był postacią fikcyjną, opartą na zagmatwanych wspomnieniach lub starożytnej legendzie. Najnowsza obszerna historia Szwajcarii – tysiącstronicowe dzieło opublikowane w 1988 roku po francusku, włosku i niemiecku – pomija Tella w zaledwie 20 linijkach. (Mimo to brązowy posąg bohaterskiego Tella zdobi okładkę książki.)

Jean-François Bergier, były profesor historii w Szwajcarskim Federalnym Instytucie Technologii w Zurychu i autor uważanej przez wielu za najlepszą biografię Tella, Guillaume Tell, przyznaje, że historia jabłek została prawdopodobnie zaimportowana ze Skandynawii. Podkreśla jednak, że coś bardzo ważnego wydarzyło się w górach Uri, Schwyz i Unterwalden (to ostatnie dzieli się obecnie na Obwalden i Nidwalden) na początku XIV wieku. Tam, w niezwykłym zerwaniu z przeszłością, ustanowiono zasadę, że naród może zbuntować się przeciwko wielkiej władzy i stanowić samorządną jednostkę. A federacja szwajcarska założona w Rütli, lub w miejscu podobnym do Rütli, w 1291 (lub 1307) roku, po 700 latach nadal jest silna.

Historia bezsprzecznie odwróciła się w tych obskurnych wąwozach, choć to, jak dokładnie, pozostaje kwestią spekulacji i dyskusji. Przodkowie mieszkańców tych leśnych kantonów – wśród nich Celtowie, Teutoni, Helwecjanie, Burgundczycy – przybyli w odległych wiekach na wschód lub zachód przez wielkie płaskowyże na północ od Alp w poszukiwaniu bogatszych ziem do uprawy lub łupienia, lub w nadziei na ucieczkę przed prawem. Przedzierali się w górę wąskich alpejskich dolin, aż natrafiali na strome skalne ściany i osiedlali się.

Żyli we wspaniałej izolacji. Zmuszeni do współpracy między sobą, wybierali urzędników na zgromadzeniach właścicieli ziemskich. Jak wszędzie w społecznościach górskich, byli związani wspólnym przywiązaniem do własnych, dawno osiadłych zwyczajów i stanowili zjednoczony front przeciwko obcym z drugiej strony gór.

Wszystko zaczęło się jednak zmieniać wraz z ociepleniem klimatu, które rozpoczęło się około roku 1000. Wraz z cofnięciem się linii śniegu, pojawiło się więcej pastwisk i więcej krów do sprzedania. Ludzie gór zaczęli szukać szerszych rynków zbytu i znaleźli je tuż za Alpami, we Włoszech. Gottharda, prowadząca na południe, była łatwa do przebycia, ale nieprzejezdny wąwóz blokował dostęp od północy. Gdzieś w połowie XIII wieku, ktoś – być może ludzie z Uri, którzy nauczyli się budować solidne domy na niemożliwie stromych zboczach – przerzucił most przez wąwóz, zmieniając ekonomiczną mapę Europy. Gotthard stanowił teraz najdogodniejszą trasę między północną Europą a Włochami, a wszyscy, którzy podróżowali w tamtą stronę, musieli odbyć trzydniową podróż przez Uri, płacąc mężczyznom z kantonu za jedzenie, schronienie i korzystanie z ich mułów.

Ale nawet gdy Uri stawało się coraz bardziej zamożne, było targane wewnętrznymi konfliktami. Zrozpaczona społeczność zwróciła się w 1257 r. do sąsiedniego szlachcica, hrabiego Rudolfa von Habsburga, o rozstrzygnięcie sporu między zwaśnionymi klanami. Hrabia Rudolf przybył z bogatym orszakiem, załatwił sprawy między zwaśnionymi klanami i zaczął wtykać nos w nie swoje sprawy. Ponieważ jego podwładni nosili broń Habsburgów i mieli za sobą żołnierzy, szybko poczuli się właścicielami tego miejsca. Ludzie stawiali opór, najpierw niechętnie, potem gwałtownie.

Jeszcze ponad 20 lat po przysiędze Rütli upłynęło, zanim Habsburgowie pofatygowali się, by wysłać armię, która opamiętała zuchwałych chłopów, i 60 lat, zanim wysłali drugą. Za każdym razem przybywali w wielkiej sile i za każdym razem dawali się złapać w niekorzystnym terenie, gdzie ich dumnie opancerzeni rycerze zostali zmieceni przez krzepkich, zaciekłych górali ciskających głazy i władających swoimi pikami, siekierami bojowymi i kuszami.

To wystarczyło, by wstrząsnąć światem: garstka wiejskich prostaków stawiająca w rozsypce jedną z wielkich potęg Europy. Z czasem coraz więcej kantonów, w tym te otaczające dobrze prosperujące miasta Zurych, Berno i Bazylea, dołączyło do konfederacji, która ostatecznie stała się znana jako Szwajcaria (nazwa pochodzi od małego kantonu Schwyz). Nic dziwnego, że Szwajcarzy byli dumni ze swoich wyczynów i chętnie słuchali pieśni i opowieści o odważnych przodkach, którzy jako pierwsi wywalczyli im wolność.

Przede wszystkim słuchali opowieści o człowieku imieniem Tell, znanym również jako Thall lub Thaell lub Tellen – Wilhelm został dodany później – który odważnie zachował kapelusz na rynku w Altdorfie. Bergier spekuluje, że opowieść mogła rozwinąć się w następujący sposób: grupa duńskich pielgrzymów w drodze do Rzymu mogła pewnej nocy znaleźć się w gospodzie, słuchając starych, ulubionych opowieści, takich jak ta o Bluetooth i Toko. Mężczyźni z Uri również mogli tam pić, podchwytując opowieść o jabłku na głowie małego chłopca.

Jabłko na głowie dziecka! Oto świetlisty szczegół, który rozjaśniał najprostszej duszy, jak wyglądało życie pod kapryśnym okrucieństwem obcego tyrana. Oto historia, która doskonale ilustrowała, jak uparty, samotny człowiek może się przeciwstawić i walczyć. Następnym razem, gdy ci mężczyźni mieli ochotę przekazać swoim sąsiadom lub dzieciom ciągle popularną, ciągle rozwijającą się opowieść o Tellu, łatwo było wsunąć jabłko, które wkrótce stało się centrum przypowieści i uczyniło z Tella żywy symbol narodowego charakteru: niezależnego, zdolnego, nie dającego się popychać.

Bergier postrzega Tella jako figurę ojca, którą Szwajcarzy stworzyli sobie na przestrzeni wieków, „punkt odniesienia, niewypowiedziany, ale zawsze obecny, do którego Szwajcarzy stale się przywiązują i w którym się rozpoznają”. Jak wtedy, gdy rolnik z Altdorfu, tłumacząc zaciekły sprzeciw mieszkańców Uri wobec czasu letniego, powiedział mi bez ogródek: „Żyjemy według czasu Wilhelma Tella.”

Szwajcarzy zwracają się instynktownie do Tella, gdy tylko czują, że ich kraj jest w niebezpieczeństwie. W ciągu ostatnich czterech stuleci mieli trzy wojny domowe, a w każdej z nich obie strony maszerowały pod sztandarem Wilhelma Tella. Zainspirował ich w mrocznych dniach II wojny światowej, kiedy zostali otoczeni przez wojska szaleńca, który uważał Szwajcarię za część Rzeszy Niemieckiej.

Z kolei wpływ i przykład Tella wykroczyły daleko poza granice kraju. Poruszeni częściowo jego walką przeciwko ich wspólnemu wrogowi, Habsburgom, francuscy rewolucjoniści nazwali jego imieniem ulicę w Paryżu, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ścinali głowę królowej Marii Antoninie, która urodziła się jako księżniczka habsburska. Sztuka Schillera pomogła podsycić ogień europejskiego liberalizmu, a później, w XIX wieku, stała się ważnym symbolem powstania Niemiec. Kiedy w 1829 roku opera Rossiniego Wilhelm Tell została wystawiona po raz pierwszy w mediolańskiej La Scali, miasto to było jeszcze częścią imperium Habsburgów, więc akcja została dyskretnie przeniesiona do Szkocji, a Tell i jego syn wystąpili w kiltach. Kiedy naziści przejęli władzę w Niemczech, przedstawiając się jako wyzwoliciele etnicznych Niemców na innych ziemiach, nakręcili film gloryfikujący Tella, z kochanką Hermanna Goeringa w roli głównej. Ale kiedy ci sami naziści zaczęli najeżdżać inne kraje kilka lat później, historia wyzwolenia Tella była dla nich złym sygnałem i zakazali produkcji jakichkolwiek dzieł teatralnych o szwajcarskim bohaterze, nie tylko sztuki Schillera.

Kino i telewizja rozpowszechniły legendę Tella dalej i szerzej. W 1940 roku Hollywood wyprodukowało animowaną kreskówkę zatytułowaną Popeye Meets William Tell, w której Popeye gra syna i zostaje postrzelony w głowę puszką szpinaku. I przez prawie 20 lat, począwszy od 1935 roku, bohaterska uwertura Rossiniego William Tell Overture przedstawiała „Samotnego Strażnika”, najpierw w radiu, a później w telewizji.

Pewnie pytanie, czy człowiek o imieniu William Tell rzeczywiście żył w Uri 700 lat temu, nie jest bardziej istotne niż pytanie, czy zamaskowany Samotny Strażnik rzeczywiście przemierzał Stary Zachód, naprawiając krzywdy. Jeśli nie da się udowodnić, że Tell istniał, to równie niemożliwe jest udowodnienie, że nie istniał. Nikt nie może być pewien, czy człowiek o imieniu Tell, Thall, Thaell czy Tellen odważył się zlekceważyć kapelusz Habsburga tamtego dnia w 1291 lub 1307 roku. Ale przez setki lat – i nawet dziś – każdy, kto staje przeciwko bandytom z drugiej strony góry, może być pewien, że duch Wilhelma Tella stoi z nim.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *