Articles

Inn at the Presidio

Zazwyczaj, gdy poczujesz zapach czegoś, zanim to zobaczysz, jest to zła rzecz. Ale w przypadku hotelu Inn at the Presidio w San Francisco jest to niesamowite.

Wskoczyliśmy na popołudniowy lot do SFO i pojechaliśmy BART do darmowego (jeśli jesteś z hotelu) shuttle. Nagle powietrze się zmieniło. Zniknął standardowy dla City by the Bay zapach nieumytego owada i części ryb.

Eukaliptus. Wilgotna świeżość. Uczucie, które uderza cię, gdy to, co stworzone przez człowieka, ustępuje miejsca temu, co stworzone przez naturę.

Przyjazny współpasażer przedstawił nam historię: obejmujące 2,2 mil kwadratowych lasu w północno-zachodnim zakątku San Francisco, Presidio było pierwotnie bazą wojskową. Założone przez Hiszpanów zaledwie kilka miesięcy po narodzinach Stanów Zjednoczonych, przeszło w ręce Meksykanów, potem Amerykanów, a w 1994 roku stało się częścią służby parkowej.

W ten sposób nigdy się nie zcywilizował. Wysokie na 100 stóp drzewa, rozległe trawniki, zabytkowe budynki, wzgórza i gęstość zaludnienia bardziej na równi z Wyoming niż z jedną z największych metropolii w USA.

Nasz nowy przyjaciel odprowadził nas w górę łagodnego zbocza do The Inn, trzypiętrowego dworku, który kiedyś był domem dla kawalerów. Teraz jest to coś innego niż kawalerka. Pokoje mają w sobie rustykalną elegancję, która stawia komfort ponad wszystko. Fotele klubowe. Nasz pokój Classic King Tier Two miał okna na obu końcach. Od frontu widzieliśmy bujaną werandę, z tyłu – palenisko, a obok niego kuchnię, w której goście bawili się, delektując się darmowymi hors d’oeuvres i winem.

CUT TO: My w tej kuchni, odurzeni trzema kieliszkami wina każdy. Po naszym winogronowym i brie binge’owym binge’u wyruszyliśmy na poszukiwania na zewnątrz.

The Presidio nocą jest ciche i romantyczne. Minęliśmy emerytowane armaty, śpiące muzeum i żółte latarnie uliczne, a wszystko to przy dźwiękach bryzy w drzewach (być może to wina).

Nocny recepcjonista wspomniał o kręgielni, więc rzuciliśmy kilka klatek wśród rodzin, hipisów, hipsterów i uczniów Zuckerberga.

Zjedliśmy paluszki z kurczaka. Kupiliśmy więcej wina. Czuliśmy się świetnie. Kiedy butelka była sucha, wróciliśmy do domu, aby odpocząć w królewskim łóżku z miękkością, której twój własny materac nigdy nie zapewni.

Następnego ranka wyjrzałem przez frontowe okno i oto był: most Golden Gate. Przemówił do mnie: 'Wstawaj, idioto. Zgarnij szynkę, ser i rogaliki ze śniadania kontynentalnego i ruszaj w miasto”. Następnie wręczyło mi następujący turystyczny (ale zabawny) plan podróży, który nalegam, abyś powielił.

Zrób 10-minutowy spacer do Pałacu Sztuk Pięknych, ekstrawaganckiej neoklasycznej pozostałości po Wystawie Panamsko-Pacyficznej z 1915 roku. Przejdź się po stawie. Nakarm ręcznie krakersami Cheez-it łabędzie wielkości dinozaura. Następnie wskocz Uberem do Fisherman’s Grotto na Fisherman’s Wharf. Zjedz zupę z małży z chlebowej miseczki. Przejdź obok do Musee Mecanique, kolekcji gier i atrakcji z epoki Boardwalk Empire, w tym niegrzecznego nickelodeonu Queen of Sheba peep-show z 1920 roku. Zabierz monety.

Spaceruj po nabrzeżu do lewego tylnego brzegu Pier 39 i obserwuj setki lwów morskich walczących o pozycję na pływających platformach. Wymyśl dla nich dialog podczas jedzenia lodów. Na koniec wróć, mijając Ghirardelli Square, do Buena Vista na słynną na cały świat kawę po irlandzku, nalewaną paradoksalnie en masse i tylko dla ciebie. Wreszcie, wróć do domu i zdrzemnij się (ale nie przed ustawieniem alarmu na happy hour).

Dzięki, Golden Gate Bridge. To był fajny dzień.

Miałyśmy do wyboru dzielnice na kolację – Little Tokyo, Mission, Noe Valley – ale zarezerwowałyśmy stolik w SPQR w Lower Pacific Heights. Powinniśmy byli nazwać to nocą po kolacji. Ale nie zrobiliśmy tego.

Uderzyliśmy do barów w North Beach/Little Italy. Więcej wina. Światło księżyca. Spacer po Washington Square Park. Jeśli dobrze pamiętam, pizza późno w nocy. Mam też wspomnienie kościoła, który stawał się tym bardziej niewyraźny, im więcej chianti się wypiło.

Następny poranek był ciężki, ale obiecaliśmy sobie, że skorzystamy z darmowych rowerów wypożyczonych w hotelu. Założyliśmy kaski i z nienawiścią wpatrywaliśmy się w dwukołowce.

„Wybierasz się na przejażdżkę rowerową?” zapytał głos. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy przyjazną twarz. 'Nie, my tylko jeździmy w kaskach' – powiedziała pani Smith. Nigdy nie można być zbyt ostrożnym,” dodałem. Mężczyzna życzył nam powodzenia i odszedł ze swoim psem.

Wspięliśmy się na ultralekkie Bianchis, a dwie minuty później (wszystko po łagodnym zboczu, dzięki Bogu) dotarliśmy do Muzeum Rodziny Disneya. Przejrzeliśmy sklep z pamiątkami, a następnie zjechaliśmy do oficjalnego Presidio Museum, które dosłownie obiera lata tynku i farby, aby pokazać, jak fasada wyglądała na początku swojego istnienia.

Potem nasz czas się skończył. Zwróciliśmy rowery, napełniliśmy kieszenie pozostałymi okruszkami sera i złapaliśmy taksówkę.

Jak podjechała, rozejrzeliśmy się po raz ostatni po tym sanktuarium San Francisco. Rodziny dzieliły się śmiechem. Dzieci z wycieczek terenowych szły w jednym rzędzie za swoimi opiekunami. Mężczyzna z psem – jak się później dowiedzieliśmy, kierownik hotelu – bawił się ze swoim pupilem w aportowanie. A Presidio tableau… A Presidibleau.

Personel odesłał nas serdecznie. Nasz kierowca odwiózł nas przez południowe wyjście z parku, które ujawniło, jak bardzo jest on rozległy i dynamiczny. Szlaki turystyczne do zbadania, miejsca piknikowe do improwizacji, korty tenisowe i koszykarskie do gry. To jedyny sposób, aby doświadczyć San Francisco: w historycznym domku, otoczonym schronieniem, które odwiedzają sami mieszkańcy, aby uciec.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *