Tracking Kick Counts Was Making Me Anxious. Here’s Why I Stopped
Nie mogłam się doczekać, aby poczuć kopnięcia mojego dziecka. Po stracie w naszej ostatniej ciąży i długim czasie oczekiwania na rozwiązanie, kopnięcia były namacalnym zapewnieniem, że wszystko jest w porządku. Pierwsze oficjalne drżenie poczułam około 18 tygodnia, choć później podejrzewałam, że bąbelki, które czułam tydzień lub dwa wcześniej, nie były gazem.
W 27 tygodniu otrzymałam tabelę, aby rozpocząć oficjalne liczenie kopnięć. Podążanie za zasadami było we mnie niesamowicie podekscytowane. Yay, wykres!
Według tego szczególnego narzędzia pomiarowego, moje dziecko powinno poruszyć się 10 razy w ciągu 2 godzin, dwa razy dziennie, o tej samej porze dnia. Brzmiało to dość prosto i z niecierpliwością czekałam na ustawienie alarmów, aby mieć się na baczności.
Ale inne zasoby internetowe mówiły, że powinnam odczuwać 10 ruchów w ciągu 1 godziny. A jeszcze inne mówiły, że wystarczy poczuć dziecko raz dziennie. Postanowiłam być bardziej bezpieczna niż żałować i wybrałam trzy razy dziennie do liczenia. Wiesz, jeden na dodatkowe zaliczenie.
Przez większość czasu dziecko było konsekwentne, a ja byłam z niego taka dumna, kiedy pobił swój własny czas. Ale były dni, kiedy nie czułam go w zaplanowanym czasie. Były dni, kiedy jego kopnięcia wydawały się słabe.
Nigdy nie spędziłam całego dnia nie czując go (na szczęście!), ale te 6 do 10 godzin oczekiwania na charakterystyczne ruchy były uciążliwe i zajęło mi wszystko, aby nie zadzwonić do mojego położnika lub nie pojechać na pogotowie.
Często, gdy byłam na skraju załamania, dziecko wznawiało swoją walkę Kung Fu, a ja byłam chwilowo uspokojona.
Jak większość rzeczy w moim życiu, liczenie kopniaków szybko stało się obsesją. Patrzyłam na zegar, czekając, kiedy znów przyjdzie czas na liczenie. Frustrowałam się, gdy dziecko robiło swoje fajerwerki zbyt wcześnie.
A ponieważ chciałem zrobić to wszystko poprawnie, ustawiłem alarmy i upewniłem się, że wyciągam mój telefon i wykres dokładnie o tej samej porze każdego dnia, co oznaczało przerywanie czasu z przyjaciółmi lub zmuszanie się do utrzymywania otwartych oczu, aby nie przegapić naszego liczenia o 21:00.
Oznaczało to również wspomniane wcześniej załamania, kiedy dziecko nie było aktywne w swoim regularnie zaplanowanym czasie i zużywało o wiele więcej soku niż potrzebuje każdy człowiek w nadziei, że uda mi się go obudzić. Przestałam też tak bardzo cieszyć się jego ruchem. Byłam tak rozkojarzona, że potrzebowałam, aby doszedł do 10 kopnięć przez cały czas, że nie doceniałam już łaskotania palców u nóg w moich kościach biodrowych.
Po kolejnym dniu pełnym niepokoju zaczęłam się zastanawiać. Chociaż jestem osobą, która najlepiej funkcjonuje według stałego harmonogramu, wciąż miewam dni, w których śpię trochę dłużej lub zostaję trochę później. Czy to samo nie może być prawdą w przypadku dziecka?