Articles

Tragedia Magów

Do początku XIX wieku Węgry nie były państwem narodowym, lecz chrześcijańskim, z łaciną jako językiem urzędowym. W szkołach średnich wszystkie przedmioty wykładane były po łacinie, a jeszcze w 1830 r. uczniowie, którzy odważyli się mówić w klasie w języku ojczystym, musieli podpisać liber asinorum – księgę osłów. W wyższych warstwach społecznych językiem konwersacji była głównie łacina i niemiecki. Tylko chłopi pańszczyźniani mówili w swoich ojczystych językach. Nie wolno nam zapominać, że z powodu habsburskiej polityki osiedlania nie-Magyarów na terenach wyludnionych podczas wojen tureckich, pod koniec XVIII wieku nie więcej niż 29 procent ludności było Magyarami. Mimo to, przed powstaniem narodowym w 1830 roku, wielojęzyczne masy żyły razem w doskonałej harmonii i pokoju. Wszyscy byli w równym stopniu robotnikami, pracującymi na utrzymanie szlachty – pięciu procent ludności – w zadowolonej z siebie bujności.

Gdy wzbierająca fala nacjonalizmu dotarła na Węgry po potopie napoleońskim, nie przyszła za pośrednictwem klasy średniej, jak w większości krajów zachodnich, lecz dzięki wysiłkom arystokratów, takich jak hrabia Széchényi, którzy zdali sobie sprawę z zacofania niższej szlachty, oraz dzięki ludziom pióra, którzy odkryli język i naród magyarski. Podczas gdy Święte Przymierze starało się stłumić nacjonalizm wszędzie tam, gdzie się on pojawił, magyarska klasa rządząca, w swoich wysiłkach zmierzających do ustanowienia narodowej niezależności, musiała przyjąć liberalizm, który, podobnie jak nacjonalizm, był dziedzictwem Rewolucji Francuskiej. Pod wpływem tego prawdziwego liberalnego ducha, który miał genialnych przedstawicieli, takich jak Eotvoes, Deák, Szalay i inni, stało się tak, że wielu Słowaków, Niemców i Serbów stało się Magyarami. Choć brzmi to paradoksalnie, większość ludności niemagijskiej stała się magyarami w czasie, gdy nie wywierano na nich żadnych nacisków. W ciągu 60 lat między 1790 a 1850 rokiem liczba Magyarów na Węgrzech wzrosła o 15%, podczas gdy w ciągu następnych 60 lat, mimo rosnącego dobrobytu i silnych prób magaryzacji, wzrost ten wynosił tylko 9%.

Do końca XIX wieku, kiedy prawie połowa ludności Węgier była określana jako magyarska, niemagyarowie cieszyli się prerogatywami klasy rządzącej tylko w takim stopniu, w jakim dostosowali się do założenia, że Węgry są narodowym państwem magyarskim i wyrzekli się własnej niezależności kulturowej. Po kompromisie z 1867 r. Habsburgowie skorzystali z usług magyarskiej klasy rządzącej, aby jak najskuteczniej kontrolować nie-magyarskie mniejszości. Francis Deák, który negocjował Kompromis, w pełni zdawał sobie sprawę, że porażka walki o niepodległość w latach 1848-49 była częściowo spowodowana faktem, że antagonizowano mniejszości niemagijskie. Jego celem było doprowadzenie do szczerej współpracy mniejszości narodowych i nakłonienie Habsburgów do przyznania prawdziwej niepodległości zjednoczonym Węgrom. Dlatego też ustawa z 1868 r. przyznawała mniejszościom pełną autonomię kulturalną. Rok po jego śmierci w 1876 roku, nowo utworzony rząd koalicyjny, nazwany „liberalnym”, zdezawuował politykę Deáka i rozpoczął program sztucznej magjaryzacji. To tylko pogorszyło sytuację mniejszości. Zamknięcie wszystkich słowackich szkół średnich i ograniczenie działalności kulturalnej mniejszości skłoniło Słowaków, którzy mogli sobie na to pozwolić, do wysłania swoich dzieci do Pragi, a Rumunów do wysłania ich do Bukaresztu, gdzie ukończyli studia jako przyszli propagandziści na rzecz odłączenia się od Węgier.

W międzyczasie, z powodu utraty pracy pańszczyźnianej i nieuzasadnionego opodatkowania, a także dlatego, że mimo to kontynuowali swoje przyzwyczajenia i swobodne życie, większość szlachty magnackiej pogrążyła się w długach. Gdy roztrwonili odszkodowanie wypłacone im za utratę chłopów pańszczyźnianych, szukali schronienia w i tak już przerośniętej służbie cywilnej. W ciągu jednej dekady, 1892-1902, liczba urzędników została podwojona.

Na Węgrzech nie rozwinęło się, tak jak w Europie Zachodniej, świadome mieszczaństwo. Liderami w handlu i przemyśle byli magyarized Niemcy i Żydzi. Liberalny” régime klas rządzących nie tylko tolerował ich, ale współpracował z nimi jako członkowie zarządów banków i przedsiębiorstw przemysłowych. Magyarizowani nie-Magyarowie, którzy odnieśli sukces w życiu gospodarczym i zawodowym, szybko wstępowali do szlachty, naśladując jej zewnętrzne zwyczaje i przyjmując jej nawyki myślowe. Szybki rozwój Budapesztu, luksus właścicieli wielkich posiadłości, sprawiał wrażenie dobrobytu. Ale ponad jedna trzecia wszystkich gruntów ornych kraju była w posiadaniu tylko około tysiąca właścicieli. A rosnąca emigracja do Stanów Zjednoczonych i Kanady – liczba ta wzrosła do ponad 250 000 rocznie z 16 000 000 mieszkańców – pokazywała, jak głęboka była nędza i złe administrowanie.

W dekadach poprzedzających I wojnę światową istniała ogólna tendencja wśród klas wyższych, by zrekompensować sobie brak prawdziwej suwerenności narodowej poprzez przyjęcie postawy zuchwałego nacjonalizmu. W węgierskim parlamencie toczyła się swego rodzaju batrachomachia – by zapożyczyć nazwę od epickiej greckiej bitwy między żabami a myszami – o godła, flagi i język dowodzenia, który miał być używany w węgierskich pułkach, jak również o ekonomiczne oddzielenie Węgier od Austrii. Toczyła się ona wściekle pomimo dwóch oczywistych faktów – że to armia habsburska zapewniła magnacką dominację na Węgrzech; i że węgierskie produkty rolne uzupełniały austriacki przemysł i vice versa. Austro-węgierski system celny faktycznie stanowił praktyczne rozwiązanie. W atmosferze względnego dostatku i politycznej nieodpowiedzialności, która przenikała życie starych klas feudalnych oraz ich rekrutów biznesowych i zawodowych, szowinizm rozwijał się bardzo dynamicznie. Magowie, Niemcy, Słowacy i Żydzi, walczący o to, by uchodzić za bardziej katolickich niż Pape, pomagali rozwijać nacjonalistyczną megalomanię. Dziennikarze tacy jak Eugeniusz Rákosi (Kremser było jego oryginalnym niemieckim nazwiskiem), którego pamięci Lord Rothermere postawił później pomnik, sugerowali, że populacja Magów musi sięgać trzydziestu milionów. Było to w czasie, gdy wynosiła ona zaledwie dziewięć. Akademickie pachołki pisały i uczyły historii, w której klasy rządzące zostały wyidealizowane z wszelkich podobieństw do rzeczywistości. Gerrymandry, korupcja i nadużycia władzy w połączeniu z systemem otwartego głosowania w wyborach parlamentarnych zapewniły, że nie-Magyarowie powinni być malejącą mniejszością w Izbie Reprezentantów. A po jedynych prawie uczciwych wyborach, jakie kiedykolwiek odbyły się na Węgrzech (1905), zwycięska opozycja i pokonana partia rządowa, quondam „liberałowie”, dały dowód, że różnica między nimi jest jeszcze mniejsza niż między torysami i liberałami w Wielkiej Brytanii.

Misera plebs contribuens, pozbawiona zarówno wykształcenia, jak i przygotowania politycznego, nie interesowała się w ogóle istotnymi problemami życia narodowego. Liczyły się tylko klasy rządzące. Byli oni tak zachwyceni swoimi narodowymi iluzjami i rozmowami o zewnętrznych atrapach suwerenności, że w końcu przekonali się, że węgierska suwerenność narodowa naprawdę istnieje. Od czasu do czasu pojawiały się sygnały zagrożenia. Propagandziści stłumionych narodowości musieli zostać uwięzieni lub trzeba było stłumić lokalne zamieszki. Były one lekceważone. Nieliczni przedstawiciele inteligencji widzieli pismo na ścianie magharskiego „imperium”. Ostracyzm społeczny był dla nich jedyną nagrodą. Hrabia Tisza instynktownie czuł, że zbliżająca się wojna zagrozi rządom jego klasy, i próbował jej zapobiec. Ale kiedy jego opór wobec tendencji okazał się bezskuteczny, trwał do gorzkiego końca jako „silny człowiek” monarchii.

II

Tak wyglądało polityczne i społeczne otoczenie, w którym doszło do katastrofy 1918 roku. Nic dziwnego, że węgierska klasa rządząca była oszołomiona nieoczekiwanym podwójnym wstrząsem – jednoczesnym upadkiem imperium Habsburgów i ich wyimaginowanego królestwa. W rzeczywistości, 31 października 1918 roku nie doszło do rewolucji, ponieważ nie istniała żadna realna władza, którą rewolucja mogłaby obalić. Król uciekł z kraju, rząd podał się do dymisji, Izba Reprezentantów rozwiązała się i, jak wynika ze wspomnień budapeszteńskiego dowódcy wojskowego, siły zbrojne rozpadły się. Kiedy Habsburgowie i ich następcy, Hohenzollernowie, zniknęli w klapie historycznego etapu, rozpadła się również sztuczna węgierska struktura, którą wspierali.

Podjęte przez króla-cesarza próby przejęcia rządów były daremne, ponieważ próbowano pogodzić się z mniejszościami i zainicjować gruntowną reformę rolną, dzięki której kraj mógłby zostać zdemokratyzowany jako wstęp do ustanowienia systemu odpowiedzialnego rządu. Były one skazane na niepowodzenie, ponieważ nie istniała żadna politycznie wykształcona warstwa społeczeństwa magyarskiego, która mogłaby udzielić im poparcia. Gdy tylko klasy rządzące otrząsnęły się z osłupienia, zabrały się do udaremniania wysiłków rządu Károlyi’ego. Ten ostatni, świadomy swej słabości, nie mógł sobie pozwolić na zrażenie do siebie jakiejkolwiek części społeczeństwa poprzez użycie siły. Niektórzy z panów feudalnych, przerażeni planowaną reformą rolną, zawiązali nawet spisek z elementami reakcyjnymi wśród zwycięzców w Paryżu, arcywrogów kraju, w celu obalenia nowego reżimu. Spisek powiódł się do tego stopnia, że alianci postawili rządowi Károlyi’ego wszelkie przeszkody, a lekceważąc warunki zawieszenia broni, utorowali drogę do przejęcia władzy przez bolszewików.

Jeszcze zanim doszło do interludium bolszewickiego i na długo przed podpisaniem przez przywódców kontrrewolucji traktatu w Trianon, rozpoczął się rewizjonizm. Rozpoczął się on w momencie, gdy nieuchronnie zbliżający się rozbiór kraju stał się oczywisty. Studenci uniwersyteccy, prowadzeni przez uchodźców z okupowanych terytoriów i przez intelektualistów z klasy średniej, których wojna pozostawiła na pastwę losu, zbierali się na spotkaniach „Budzących się Magistrów”. Ich uczucia i poglądy były takie same jak późniejszych niemieckich nazistów – poczucie oburzenia z powodu udaremnienia ich tradycyjnego rasizmu i przegrzanego szowinizmu oraz rozpowszechnianie legendy „pchnięcia nożem w plecy”, która zaprzeczała, że Węgry zostały pokonane militarnie i twierdziła, że padły jedynie ofiarą zdrady od wewnątrz. Za ten ostatni rozwój wypadków odpowiedzialni byli liberałowie, pacyfiści, Żydzi, socjaliści i Wolni Masoni, wszyscy w jednym garnku. Dla zaoszczędzenia czasu i kłopotów grupę tę zwykle nazywano „Żydami”, wiecznymi kozłami ofiarnymi historii.

Po upadku reżimu bolszewickiego te same elementy z niższej klasy średniej współpracowały w tak zwanym kontrrewolucyjnym puczu. W rzeczywistości nie obaliła ona bolszewików, lecz słaby rząd socjaldemokratyczny, który powstał, gdy bolszewicy zostali zmuszeni do ustąpienia w wyniku oporu chłopów, własnej niekompetencji i napaści armii rumuńskiej. To zbankrutowany fabrykant i ambitny dentysta z pomocą kilku oficerów aresztowali rząd Peidla i przejęli resztki władzy politycznej. Kolejne wstrząsy nastąpiły, gdy nowy reżim umocnił się pod rządami admirała Horthy’ego i hrabiego Bethlena. Właściwie nie był on wcale kontrrewolucyjny. Nie przywrócono formy przedwojennego rządu, ani dawnej koalicji między arystokracją, niższą szlachtą i finansjerą. Choć nowy reżim podkreślał przymiotnik „królewski” w odniesieniu do instytucji rządowych, nie zawahał się skierować broni przeciwko królowi i oddać go do brytyjskiej niewoli. Parlament pozbawiony był nawet śladów wolności obywatelskiej i reprezentował jedynie skuteczność rządowej propagandy. Za jego fasadą dyktatura, skupiona w kliki oficerów i wyższych urzędników państwowych, nazywała siebie „chrześcijańską i narodową”. Nie była ani jednym, ani drugim. Nic nie mogło być mniej chrześcijańskie niż odwetowe okrucieństwa Białego Terroru, nic mniej „narodowe” niż rządząca banda, złożona w większości z magnackich Niemców, Rumunów i Słowian.

Przez dziesięć lat swojego panowania hrabia Bethlen podejmował daremne próby przywrócenia czegoś na kształt przedwojennego feudalnego reżimu. Pozbawił praw wyborczych jedną trzecią elektoratu i pozbył się własnych ekstremistów (z których, jak w większości rewolucji, wielu było pospolitymi przestępcami lub komunistami, którzy przeszli na faszyzm). Jego głównym celem było uniemożliwienie reformy rolnej, którą hrabia Tisza obiecał chłopom w czasie wojny. W związku z tym musiał sprawić, by zachodni mężowie stanu uwierzyli, że to on opanował straszny bolszewizm; i był na tyle sprytny i cyniczny, że udało mu się w dużej mierze osiągnąć ten propagandowy cel. Pod rządami jego niekompetentnych następców, ta niedoszła feudalna i niedoszła wojskowa dyktatura była w rzeczywistości tylko prowizorką wypełniającą przerwę między klęską i upadkiem przedwojennego reżimu a czasem, kiedy można było podjąć próbę odzyskania utraconych przez Węgry dominiów w ramach procesu przywracania prestiżu i potęgi tego reżimu. W międzyczasie płytki nacjonalizm karmiony legendarnymi błędnymi przekonaniami i machaniem flagą dostarczył takich podstaw moralnych, jakie rząd mógł zgromadzić, aby utrzymać się przy władzy.

„Sprawiedliwość dla Węgier” poprzez pokojową rewizję traktatu pokojowego była ogłoszonym celem rewizjonistycznej propagandy. Ale wszystkie główne argumenty używane w tej propagandzie – jedność węgierskiego imperium przez tysiąc lat, korzyści gospodarcze z tej jedności, sprawiedliwe traktowanie zawsze przyznawane mniejszościom, które wolałyby pozostać pod dominacją magyarską, gdyby nie były ofiarami obcych agentów – wszystko to jasno wskazywało, że celem jest całkowite przywrócenie przedwojennych Węgier, a nie etniczne dostosowanie granic w drodze kompromisu. Powtarzanie, że mają być użyte tylko „pokojowe” środki nie było zgodne z takimi wydarzeniami jak słynne fałszowanie franków francuskich czy szkolenie na węgierskiej farmie marsylskich zabójców króla Jugosławii Aleksandra i ministra spraw zagranicznych Francji Barthou. Poważne i realistyczne elementy w rządzie i członkowie sztabu generalnego armii nie owijali w bawełnę, przyznając w prywatnych rozmowach, że wymagany przez nich stopień rewizji – tzn. 100 procent – nie może być osiągnięty środkami pokojowymi. I rzeczywiście, było mało prawdopodobne, by mocarstwa zachodnie wywarły nacisk na sąsiadów Węgier, by pokojowo zgodzili się nawet na ograniczoną rewizję, właśnie wtedy, gdy wznowienie niemieckiej agresji sprawiło, że przyjaźń tych samych narodów stała się tak ważna.

Oczywiście było jasne, że Węgry mogą osiągnąć swój cel tylko przy wsparciu jakiejś wielkiej potęgi militarnej. Niektórzy prostaczkowie wierzyli, że odwołanie się do próżności rówieśnika z angielskiej gazety zapewni pomoc brytyjskich lub francuskich sił zbrojnych. To złudzenie nie mogło trwać długo. Niemcy weimarskie miały być nastawione na pokój, mimo że tolerowały ciągłe gromadzenie przez Hitlera prywatnej armii. Pozostały Włochy. Mussolini bardzo chętnie znalazł sobie satelitę, który pomógłby mu w realizacji jego bałkańskich aspiracji. Choć Il Duce nigdy nie myślał o oddaniu Fiume, niegdyś „najwspanialszej perły” w świętej koronie św. Stefana, był gotów sprzedać Węgrom w tajemnicy kilka swoich przestarzałych samolotów bojowych. Przede wszystkim jednak wspierał swoimi wpływami węgierskie roszczenia do rewizji. Wsparcie to stało się jeszcze cenniejsze po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech, ponieważ Führer nie miał zbyt wiele spontanicznej sympatii dla węgierskiego nacjonalizmu lub węgierskiej marki reakcji.

Po Monachium węgierscy rewizjoniści byli jednak zmuszeni do bezpośredniego zabiegania o względy Hitlera. Za każdym razem, gdy naziści zajmowali sąsiedni kraj, regent Węgier i jego premier natychmiast zgłaszali się z prośbą o udział w łupach. Po wywarciu nacisku na „niepodległą” Słowację, aby otrzymała więcej ziemi niż przyznano jej w Wiedniu, udało im się uzyskać zgodę Führera na „podbój” Karpat i Rusi. Po pokonaniu Jugosławii przez Niemców, armia magnacka otrzymała pozwolenie na wkroczenie i zaanektowanie części terytorium tego kraju. Rządu węgierskiego nie odstraszył od tego kursu fakt, że kilka miesięcy wcześniej jego poprzednik pod wodzą hrabiego Telekiego zawarł z Jugosławią traktat o „wiecznej” przyjaźni. Z oczywistych powodów rząd nie naciskał jednak na przywrócenie Burgenlandu, części zachodnich Węgier oderwanej przez Austrię. Niektórzy węgierscy faszystowscy studenci rozdawali ulotki wyrażające wiarę, że Hitler pomoże naprawić krzywdę wyrządzoną Węgrom na tym obszarze. Ale ci studenci najwyraźniej nie czytali geopolitycznych dyskusji, które toczyły się w Niemczech na temat niemieckiego Lebensraumu i nie wiedzieli, że nie tylko Burgenland, ale i same Węgry miały stać się jego częścią.

III

Często mówi się, że na Węgrzech nie ma dziś przyjaznych uczuć do nazistów. Byłoby jednak mylące, gdyby to słuszne stwierdzenie doprowadziło do zbytniego uproszczenia stosunków między nazistowskimi Niemcami a rewizjonistycznymi Węgrami.

Na pewno nikomu na Węgrzech nie podobają się obecne ograniczenia dotyczące żywności i odzieży, które są nieporównywalnie surowsze niż te, które obowiązywały nawet w ostatnich fazach I wojny światowej. Ograniczenia dotyczące wszystkich środków komunikacji, obecność w kraju agentów gestapo, arogancja niemieckich emisariuszy nie poprawiają reputacji nazistów. A jednak nie ma żadnych oznak oporu. Nie ma sabotażu, nie ma prób oszukania i zmylenia najeźdźców, jak to miało miejsce w innych krajach (nawet w Austrii). Nie ma powodu przypuszczać, że Magyarowie są mniej odważni niż Serbowie, Czesi, Belgowie czy Norwegowie. Kilka powodów wyjaśnia różnicę w postawie Węgrów, ale jeden przede wszystkim jest decydujący – determinacja rządzącej kliki, by utrzymać władzę za wszelką cenę. Chociaż władza ta stała się ograniczona pod rządami nazistów, to i tak jest lepsza niż żadna. Jeśli chodzi o resztę społeczeństwa, reakcyjne szeregi cieszą się z częściowego sukcesu rewizjonizmu, osiągniętego pod patronatem nazistów. Szczepana, jako prawdopodobną nagrodę za dalszą obronę chrześcijańskiej cywilizacji, czyli nazizmu, przed pogańskimi bolszewickimi barbarzyńcami.

To jest punkt, w którym nazizm i rewizjonizm musiały się spotkać i do pewnego stopnia połączyć. Tylko naiwni mogą wierzyć, że po miażdżącym potępieniu agresorów zapisanym w Karcie Atlantyckiej, po straszliwych ofiarach i cierpieniach, które codziennie zapisywane są na konto tych agresorów i ich młodszych partnerów, zwycięzcy zdecydują się potwierdzić prezenty, jakie naziści wręczyli swoim poplecznikom. Nie ma pewności, że alianci nie popełnią ponownie błędu, jak to miało miejsce w 1919 roku. Mogą ponownie popełnić błąd polegający na utworzeniu w Europie Wschodniej pół tuzina całkowicie odrębnych, pomniejszych państw narodowych, z których każde będzie obdarzone absolutną suwerennością polityczną i gospodarczą. Ale chociaż nie można się od tego ubezpieczyć, to z drugiej strony nie wydaje się prawdopodobne, aby idea przywrócenia królestwa św. Stefana szczególnie do nich przemawiała. Wiedzą o tym węgierscy rewizjoniści. Wiedzą, że alianci nie zostawią im łupów, które zdobyli dzięki łasce Hitlera i Mussoliniego. Dlatego nie widzą innego wyjścia, jak tylko kontynuować nazistowską grę, licząc w ten sposób na zapewnienie sobie dodatkowych zdobyczy terytorialnych i mając nadzieję, że jeśli alianckie zwycięstwo się zmaterializuje, to przynajmniej przystąpią do negocjacji ze zwycięzcami, trzymając w ręku jak najwięcej kart.

W ciągu ostatnich 20 lat podejmowano usilne próby ukrycia prawdziwego charakteru kontrrewolucyjnej reakcji na Węgrzech. Te same wysiłki podejmowane są obecnie, aby przekonać aliantów, że obecni władcy tego kraju są potajemnie pro-brytyjscy i w głębi serca oddani demokracji. Jeśli tak jest, to z niezwykłym powodzeniem kamuflują oni swoje przekonania swoimi działaniami. Mają jedną powtarzającą się wymówkę, mając na uwadze otwarte i niemożliwe do obrony granice Węgier przed potężną Rzeszą Nazistowską: czy nie rozsądniej było poddać się presji, niż stawiać opór na pokaz? Ten argument jest w istocie niepodważalny. Ale alianci mogliby pogłębić swoje dociekania i zadać kilka pytań, na które nie ma zadowalających odpowiedzi. Czy Węgry nie byłyby w stanie oprzeć się niemieckiej napaści, gdyby zamiast spiskować przez ostatnie 20 lat, aby odzyskać bezpowrotnie przeszłość, szczerze próbowały pogodzić się ze swoimi sąsiadami? Wracając do teraźniejszości, czy Węgry muszą wysyłać wojska, aby walczyły ramię w ramię z wrogami Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii przeciwko sojusznikom tych narodów? A na przyszłość, czy zamierza zatrzymać, czy też zrzec się łupów, które jej przypadły w wyniku tej akcji militarnej w imieniu Osi?

Wspomniana wyżej węgierska propaganda rewizjonistyczna odniosła niezaprzeczalny sukces. Wynikało to po części z naturalnej niewiedzy zagranicy o specyficznych warunkach węgierskich, po części z pewnego powierzchownego podobieństwa magyarskiego landlorda do angielskiego „gentlemana”, ale przede wszystkim ze śmiertelnego strachu przed bolszewizmem, istniejącego w czasie, gdy propaganda ta została zainaugurowana. Dla londyńskiego City i nowojorskiej Wall Street, dla torysów i zagorzałych zwolenników na całym świecie, magyarowska propaganda rewizjonistyczna przedstawiała się w przychylnej postaci, ponieważ pochodziła od rządu, który miał rzekomo zniszczyć bolszewickiego smoka na Węgrzech. Nieważne, że bolszewizm upadł na Węgrzech na długo przed objęciem władzy przez ten rząd. Naturalna węgierska gościnność, połączona ze szczególną uprzejmością okazywaną zagranicznym dziennikarzom i podróżnikom, którzy „na miejscu” studiowali problemy Europy Południowo-Wschodniej w czasie wiosennych wakacji, czyniła propagandę najbardziej skuteczną. Amerykańskie poczucie sprawiedliwości i uczciwości buntowało się na traktat pokojowy, który opisywano jako pozbawiający Magów dwóch trzecich „ich” terytorium i prawie połowy „ich” ludności. Rozczłonkowanie Węgier porównywano z rezultatami traktatu pokojowego, który pozbawiłby Stany Zjednoczone 36 stanów, ponieważ część ich ludności była urodzona za granicą. Faktem było, że Węgry nie były i nigdy nie były tyglem, w którym wielojęzyczne elementy dobrowolnie się rozpuszczały, zachowując pełną swobodę w korzystaniu z kultury krajów, z których pochodzą.

Uzbrojeni w owoce tych 20 lat pracy agenci propagandowi rządu Horthy’ego podejmują teraz trudne zadanie połączenia dezaprobaty dla współpracy tego rządu z Osią z aprobatą dla nazistowskich łapówek, dzięki którym ta współpraca została doprowadzona do skutku. Niedawno jedna z gazet w tym kraju, sprzyjająca rządowi węgierskiemu, tak dalece opierała się na rzekomej naiwności Amerykanów, że próbowała uniewinnić regenta Horthy’ego i jego premiera, twierdząc, iż nie wiedzieli oni nic o udziale armii węgierskiej w kampanii przeciwko Rosji, ponieważ został on zaaranżowany za ich plecami przez węgierski i niemiecki sztab generalny.

Należy raz na zawsze wyjaśnić, że rewizjonizm w przyjętej formule „przebudzonych Magów” nie miał i nie ma na celu jedynie wyzwolenia Magów lub innych narodów oderwanych od przedwojennych Węgier poprzez przywrócenie przedwojennych Węgier; ma on również na celu przywrócenie rządów kasty, która trzymała wszystkich, którzy nie byli członkami kasty, Magów i nie-Magów, bez wyjątku pod swoją władzą. Stało się to widoczne w całym okresie poprzedzającym wybuch II wojny światowej, kiedy to rewizjonistyczna propaganda skierowana była bardziej przeciwko demokracji czechosłowackiej, w której mniejszość magyarska cieszyła się przynajmniej autonomią kulturalną, niż przeciwko rządom rumuńskim, które w wielu przypadkach traktowały Magów w Siedmiogrodzie tak samo źle, jak Magowie traktowali mniejszość rumuńską przed I wojną światową.

Partyzanci obecnego rządu węgierskiego będą temu zaprzeczać, a stwierdzenie tego faktu uznają za niepatriotyczną próbę oczernienia węgierskiego „narodu”. Odpowiedź jest taka, że „naród” i „narodowość” to słowa, które opisują pojęcie nieistotne w naukach politycznych; ale czy kładzie się nacisk na wspólne pochodzenie, język lub religię, czy też na wspólny interes we wspólnej obronie, narodowość z pewnością nie polega na panowaniu mniejszości nad większością, w każdym razie nie w demokratycznej interpretacji tego terminu, którą podano w adresie Gettysburskim. Również „demokracja” ma różne znaczenia, ale jedną z jej zasadniczych podstaw jest utożsamienie narodu z ludem. Pod tym względem pomnik Louisa Kossutha jest mniej nie na miejscu na Riverside Drive niż pomnik George’a Washingtona w parku miejskim w Budapeszcie. Na Węgrzech bowiem „naród” oznaczał jedynie klasy rządzące i tych, którzy podporządkowali się ich ideologii. Narodem” byli ci, którzy posiadali wielkie majątki. Rolnicy byli „ludem”. Naród” nie mógł więc przetrwać w resztkach swojej przedwojennej domeny. Naród” nie mógł przetrwać w przedwojennych Węgrzech.

Argumenty za przywróceniem Węgrom całego przedwojennego terytorium mogą mieć znaczenie ekonomiczne. Jednak oczywiste niedogodności, które wynikały z rozczłonkowania jednostki gospodarczej, jaką było Cesarstwo Austro-Węgierskie, mogą być łatwiej zażegnane przez unię celną między państwami sukcesyjnymi niż przez próbę przywrócenia tej jednostki politycznej. Co więcej, przywrócenie terytorium Węgrom nie musiałoby samo w sobie zlikwidować szkód gospodarczych wyrządzonych Węgrom przez traktat z Trianon. Na przykład, rewizjonizmowi udało się odzyskać Ruś, gęsto zalesiony obszar zamieszkany w przeważającej mierze przez ludność ukraińską. Ponieważ jedną z wad traktatu było to, że pozostawił on Węgry bez drewna, każdy mógłby przypuszczać, że po odzyskaniu Rusi drewno zacznie trafiać na Węgry. Ale kasta rządząca ograniczyła import do coraz mniejszego minimum, ponieważ zaszkodziłby on interesom tych właścicieli ziemskich, którzy zalesili swoje posiadłości. Rozczłonkowanie kraju zmniejszyło tylko jego powierzchnię, a nie egoizm klasy rządzącej. Restytucja terytorium nie wystarczy.

Nie wystarczy też abstrakcyjna aprobata demokracji, poparcie deklaracji Roosevelta-Churchilla i nadzieja na niepodległość, gdy niemiecki potop ustąpi z Europy Południowo-Wschodniej. Trzeba będzie podjąć konkretne działania, aby na tej przesiąkniętej krwią ziemi zakwitły kwiaty demokracji i wolności. Każdy, kto zna warunki etniczne w Europie Południowo-Wschodniej, zdaje sobie sprawę z niemożności wytyczenia arbitralnych linii granicznych pomiędzy różnymi grupami narodowymi. Jeżeli nie zgodzimy się na bezwzględne nazistowskie metody przesiedlania ludności, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko przyjąć system kantonalny we wszystkich krajach naddunajskich i dopilnować, by wielkie mocarstwa zjednoczyły te kraje w praktycznej formie współpracy politycznej i gospodarczej. Jeśli w ten sposób zostanie zapewniona bardziej skuteczna ochrona mniejszości, stara walka o ziemię może z czasem zaniknąć do względnej nieistotności, a kwestia, czy ten czy inny obszar powinien być częścią jednego lub drugiego państwa federacyjnego, zostanie zredukowana do problemu administracyjnego.

Niektórzy twierdzą, że uregulowanie przyszłych stosunków Węgier i ich sąsiadów nie jest istotnym problemem, przynajmniej nie w chwili obecnej. Musimy bezkrytycznie zjednoczyć wszystkie możliwe siły, bez względu na ich przekonania polityczne i społeczne, aby pokonać Hitlera, wroga ludzkości i cywilizacji. Zgoda, że my, Węgrzy, musimy wszyscy opowiedzieć się za wolnymi i niepodległymi Węgrami. Ale wolny i niezależny rząd węgierski nie wystarczy, by osiągnąć ten rezultat. Więzienie pozostaje więzieniem nawet wtedy, gdy pozbędziemy się naczelnika i przywrócimy na jego miejsce poprzednio urzędującego zastępcę naczelnika.

W chwili obecnej sprawdzianem ważności każdego węgierskiego ruchu skierowanego przeciwko nazistowskim Niemcom jest to, czy deklaruje on bez zastrzeżeń determinację, by nie zgodzić się na rewizję granic przyznanych Węgrom przez nazistów, a zamiast tego dogadać się z sąsiednimi narodami na zasadzie swobodnych negocjacji i wzajemnego zrozumienia. Bez takiej deklaracji każdy ruch „Wolnych Węgier” może zbyt łatwo zostać przekształcony w instrument służący przywróceniu na Węgrzech dominacji tej samej półfeudalnej kasty, która ponosi znaczną część odpowiedzialności za pierwszą i drugą wojnę światową. Węgierska demokracja i węgierska niepodległość są ze sobą nierozerwalnie związane. Muszą być budowane, jeśli w ogóle mają być budowane, wspólnie.

Loading…

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *