Articles

Legendarny perkusista z Woodstock Michael Shrieve gra teraz we Fremont

W każdy poniedziałkowy wieczór w barze we Fremont, Michael Shrieve, który 40 lat temu wykonał jedną z najwspanialszych solówek perkusyjnych w muzyce rockowej w momencie historii udokumentowanym na taśmie filmowej, bezceremonialnie wychodzi na scenę ze swoją najnowszą grupą, Spellbinder. Jest to pięcioosobowy jam band, który odzwierciedla nie tylko rockowe osiągnięcia Shrieve’a, ale także jego zainteresowanie jazzem i muzyką świata.

Tłumy, które gromadzą się w barze ToST, to zazwyczaj wierni, wymagający, ciekawi i entuzjastyczni ludzie. Słuchają z uwagą i od czasu do czasu porywają do tańca, ale często są zbyt młodzi, by słowa „Woodstock” i „Santana” miały dla nich jakiekolwiek znaczenie – słowa, które w dużej mierze pojawiają się w osobistej historii Shrieve’a.

Shrieve, który mieszka we Fremont w mieszkaniu kilka przecznic od ToST, niedawno skończył 60 lat. Stał się legendą 40 lat temu w ten weekend, kiedy tuż po ukończeniu 20 lat wystąpił ze swoim zespołem Santana na festiwalu muzycznym Woodstock.

Pół miliona ludzi uczestniczyło w tych trzech dniach muzyki na 600-akrowej farmie mlecznej w stanie Nowy Jork, gdzie wystąpił prawie każdy wielki muzyk rockowy i zespół tamtych czasów. Woodstock, jak żadne inne wydarzenie, stał się momentem w historii muzyki i kultury.

Santana był piątym zespołem, który wystąpił w sobotę 16 sierpnia 1969 roku, drugiego dnia festiwalu. Był on stosunkowo nieznany poza Bay Area.

Zespół zagrał „Soul Sacrifice”, a kamery filmowe kręciły się, aby można było nakręcić film dokumentalny o festiwalu. Shrieve, który wyglądał nawet młodziej niż w rzeczywistości, był cudem, pasja i radość wypisane na jego twarzy. Po około trzech minutach dziewięciominutowego występu, perkusista rozpoczął długą solówkę, która stała się częścią historii muzyki rockowej.

W ciągu następnych dekad, Shrieve zagrał na lub wyprodukował płyty, które sprzedały się w milionach egzemplarzy, nie tylko z Santaną, ale także z Rolling Stones, Pete Townshend, Steve Winwood i George Harrison. W 1998 roku został przyjęty do Rock and Roll Hall of Fame.

Ale pod pewnymi względami występ na Woodstock i ta piosenka przebiły wszelkie inne osiągnięcia.

„Przechodziłem przez różne fazy tego, co Woodstock dla mnie znaczył”, powiedział Shrieve, który przeprowadził się do Seattle około 20 lat temu ze swoją ówczesną żoną i młodym synem. „Pierwsze 10 czy 15 lat było tak wielkie, że próbowałem z tym walczyć, może próbowałem to przebić.

„Pewnego dnia szedłem ulicą w Nowym Jorku i ktoś podszedł do mnie i powiedział: 'Hej Mike, uwielbiałem cię na Woodstocku', potem zrobił pauzę i powiedział: 'Człowieku, starzejesz się'. Pomyślałem: „To będzie historia mojego życia”. To jak bycie dziecięcym aktorem, jak bycie Shirley Temple.

„Wtedy przestałem z tym walczyć. Kim jestem, żeby to przebijać? Jakie to ma znaczenie, skoro robię to, co kocham? Postanowiłem po prostu cieszyć się, że zrobiłem coś, co znaczyło tak wiele dla tak wielu ludzi. Nie ma dnia, żebym nie dostał kilku e-maili lub czegoś na Facebooku, o tym, co znaczy Woodstock lub co znaczy moje solo, od dzieciaków, które widziały je po raz pierwszy, od kogoś, kogo syn zaczął grać na perkusji dzięki niemu.”

Częścią siły występu Shrieve’a była niewątpliwie jego młodość. Dorastał po wschodniej stronie Zatoki, grając w house bandzie lokalnego klubu, który wspierał takie sławy R&B jak B.B. King i Etta James. San Francisco było centrum rozwijającej się rockowej sceny muzycznej, na której grali między innymi Santana, Jefferson Airplane i Sly and the Family Stone. Muzyka była odważna, świeża i inna.

Kiedy Shrieve miał 16 lat, spotkał menadżera Santany, Stana Marcuma, i basistę Davida Browna, na jam session w legendarnym Fillmore Auditorium. Będąc pod wrażeniem, Marcum wziął od Shrieve’a numer telefonu. Kilka lat później Shrieve natknął się na pozostałych członków zespołu w studiu nagraniowym i został zaproszony na jam session. Pod koniec nocy poprosili go, by dołączył, a młodość chłopca dobiegła końca.

Wkrótce po swoich 20. urodzinach zagrał na Woodstocku. „Soul Sacrifice”, instrumental, był siódmym z ośmiu utworów, które zagrał zespół. To był czysty Santana, mieszanka hard rocka, muzyki afrykańskiej, latynoskiej i funkowej.

„Graliśmy tak cały czas”, powiedział Shrieve. „Jedyna różnica polegała na tym, że występ był filmowany. Bez wątpienia było w tym sporo szczęścia.”

Wspomnienia Shrieve’a z Woodstock są zarówno mocne, jak i niewyraźne. Bardziej pamięta doznania niż konkretne sceny. Pamiętał, że został wezwany do grania wcześniej niż się spodziewał. On i jego koledzy z zespołu jechali helikopterem na scenę koncertową i patrzyli przez okno w zachwycie na masę ludzi pokrywających trawę pod nimi tak daleko, jak tylko mogli zobaczyć.

„Wiedziałeś, że dzieje się coś niesamowitego”, powiedział Shrieve. „To reprezentowało ideał świadomości tamtych czasów.”

Jak już był na scenie, Shrieve powiedział, że czuł się jakby „stał na skraju oceanu”. Kiedy jesteś na plaży, tak daleko jak możesz zobaczyć jest woda, a potem widzisz niebo. Tak daleko, jak mogłem zobaczyć, to ludzie, a potem zobaczyłem niebo.”

Członkowie zespołu grali dla siebie nawzajem, tak samo jak dla publiczności. Shrieve powiedział, że był w „strefie”. Zespół zabił, ale nikt o tym nie mówił. Po Woodstocku zespół nagrał swój pierwszy album i odbył trasę koncertową po kraju.

Ale rok później, powiedział Shrieve, „Film wyszedł, a my staliśmy w kolejce z wszystkimi i ludzie zaczęli na nas wskazywać. Nie wiedzieliśmy, co będzie w filmie. Kiedy zobaczyłam siebie, nie wiedziałam czy krzyczeć, 'Hej to ja!' czy schować się pod siedzenie. Kiedy ten segment się skończył, wszyscy w kinie wstali i bili brawo. Dzieciaki widziały ten film wszędzie na świecie.

„Potem wszystko się dla nas otworzyło. To było jak najlepszy teledysk, jeszcze przed MTV.”

Shrieve celowo zrezygnował z życia gwiazdy rocka i ekscesów, które się z tym wiązały. Powiedział, że „poszedł w stronę muzyki”. Mieszkał w Nowym Jorku przez większość lat 80-tych, kiedy poznał swoją żonę, która pochodziła z Seattle. Kiedy urodził się pierwszy syn pary, Sam (obecnie 20-letni student Berklee College of Music w Bostonie), przeprowadzili się do North Seattle. Drugi syn, Cooper, urodził się siedem lat później. Rozwiedli się, ale Shrieve został w Seattle, aby pozostać blisko swoich synów.

„Bardzo trudno jest zarabiać pieniądze w Seattle jako muzyk”, powiedział. „Trzeba dużo podróżować. Ale to świetny grunt do wypróbowania różnych rzeczy.”

Spellbinder jest tego dowodem. W skład zespołu wchodzą organista jazzowy Joe Doria, trębacz John Fricke, gitarzysta Danny Godinez i basista Farko Dosumov. Ostatnio grupa nagrała płytę z występu na żywo w ToST. Shrieve pomógł również wyprodukować pierwszy album swojego syna Sama, „Bittersweet Lullabies”. Sam gra na perkusji, pianinie, gitarze, a także śpiewa. Michael Shrieve trochę uczy, ale woli występować i bratać się z innymi perkusistami.

„Będzie wyskakiwał na twoich koncertach, sprawdzał twoje występy i wysyłał ci potem e-maila” – powiedział Matt Jorgensen, inny lokalny perkusista. „Zawsze chodzi mu o kreatywność, naukę i wymyślanie nowych sposobów komunikacji. Jako artysta, to wszystko, do czego możesz dążyć.”

„Miałem szczęście spotkać wielu moich perkusyjnych bohaterów,” powiedział. „Poznałem Maxa Roacha i Arthura Taylora. Raz zabrałem Elvina Jonesa na przejażdżkę moim samochodem. A teraz spotkałem Michaela Shrieve’a. Zaprzyjaźnić się z nim, to jedna z fajnych rzeczy w byciu perkusistą w Seattle. Jest bardzo utalentowanym i normalnym muzykiem. I ma kilka naprawdę niesamowitych historii.”

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *