Articles

Wikipedia to ostatnie najlepsze miejsce w Internecie

Jednym z wyzwań, jakie stoją przed Wikipedią, jest fakt, że ulubionym punktem odniesienia dla tej strony jest wciąż, w 2020 roku, Encyklopedia Britannica. Nawet nie Britannica online, która wciąż ma się dobrze, ale jej wersja drukowana, która przestała być publikowana w 2012 roku. Jeśli ostatnio natknęliście się na słowa Encyklopedia Britannica, prawdopodobnie padły one w dyskusji o Wikipedii. Ale kiedy ostatnio widzieliście fizyczny egzemplarz tych książek? Po miesiącach czytania o Wikipedii, co oznaczało czytanie o Britannice, w końcu zobaczyłem papierową encyklopedię osobiście. Leżała na chodniku, wyrzucona na śmietnik. 24 bordowo oprawione tomy były ułożone w stosy, wyglądając dostojnie przed ich pogrzebem na śmieciarce. Gdyby kupiono je nowe w 1965 roku, każdy z nich kosztowałby 10,50 dolarów – równowartość 85 dolarów, po uwzględnieniu inflacji. Dziś są one tak nie do sprzedania, że sklepy z pamiątkami odrzucają je jako darowizny.

Wikipedia i Britannica mają przynajmniej pewien wspólny rodowód. Pomysł zbudowania kompletnego kompendium ludzkiej wiedzy istnieje od wieków i zawsze mówiło się o znalezieniu jakiegoś lepszego podłoża niż papier: H. G. Wells uważał, że mikrofilm może być kluczem do zbudowania czegoś, co nazwał „Mózgiem Świata”; Thomas Edison postawił na cieniutkie plasterki niklu. Ale dla większości ludzi, którzy żyli w pierwszych dniach Internetu, encyklopedia była książką, prostą i oczywistą. W tamtych czasach sensowne było przeciwstawianie sobie Wikipedii i Britanniki. Sensowne było podkreślanie mocnych stron Britanniki – jej rygorystycznych procedur redakcyjnych i sprawdzania faktów, listy znakomitych autorów, w tym trzech prezydentów USA i wielu laureatów Nagrody Nobla, zdobywców Oscarów, powieści i wynalazców – i kwestionowanie, czy amatorzy z Internetu mogą stworzyć produkt choćby w połowie tak dobry. Wikipedia była niewiadomą; nazwa tego, czym się zajmuje, crowdsourcing, nie istniała nawet do 2005 roku, kiedy to dwaj redaktorzy WIRED ukuli to słowo.

Wikipedia jest zbudowana na osobistych zainteresowaniach i idiosynkrazjach jej współtwórców. Można nawet powiedzieć, że jest zbudowana na miłości.

W tym samym roku czasopismo Nature opublikowało pierwsze poważne badania porównawcze. Wykazało ono, że przynajmniej w przypadku artykułów naukowych oba źródła są niemal porównywalne: Britannica popełnia średnio trzy drobne błędy na wpis, podczas gdy Wikipedia średnio cztery. (Britannica twierdziła, że „prawie wszystko w dochodzeniu przeprowadzonym przez dziennik … było błędne i mylące”, ale Nature pozostało przy swoich ustaleniach). Dziewięć lat później w dokumencie roboczym z Harvard Business School stwierdzono, że Wikipedia jest bardziej lewicowa niż Britannica – głównie dlatego, że artykuły są zazwyczaj dłuższe i częściej zawierają partyzanckie „słowa-kodeksy”. Ale stronniczość wyszła na jaw w praniu. Im więcej poprawek miał artykuł w Wikipedii, tym bardziej stawał się neutralny. W przeliczeniu na słowo” – piszą badacze – „polityczne skrzywienie „prawie się nie różni”.”

Ale niektóre ważne różnice nie ujawniają się łatwo w ilościowych porównaniach obok siebie. Na przykład fakt, że ludzie mają tendencję do codziennego czytania Wikipedii, podczas gdy Britannica ma jakość delikatnej porcelany, która jest tak samo przedmiotem wystawowym, jak i źródłem informacji. Wydanie, na które natknąłem się przy drodze, było w podejrzanie dobrym stanie. Chociaż okładki były nieco zwiędnięte, grzbiety były niepopękane, a strony nieskazitelne – wyraźne oznaki 50 lat rzadkiego używania. I jak się przekonałem, gdy zebrałem tyle tomów, ile tylko mogłem unieść do domu, ich zawartość jest antidotum dla każdego, kto popada w nostalgię.

Znalazłem artykuły w mojej Britannice z ’65 roku w większości wysokiej jakości i o wysokim poziomie umysłowym, ale ton beztroskiej mądrości może stać się nieprecyzyjny. Na przykład w rozdziale poświęconym brazylijskiemu systemowi edukacji napisano, że jest on „dobry lub zły, w zależności od tego, jakie statystyki się weźmie i jak się je interpretuje”. Prawie wszystkie artykuły są autorstwa białych mężczyzn, a niektóre z nich były już 30 lat nieaktualne, kiedy zostały opublikowane. Odnotowując ten okres połowicznego rozpadu w 1974 roku, krytyk Peter Prescott napisał, że „encyklopedie są jak bochenki chleba: im szybciej użyte, tym lepiej, ponieważ stają się nieświeże, zanim jeszcze trafią na półkę”. Redaktorzy Britanniki potrzebowali pół wieku, by zająć się kinem; w wydaniu z 1965 roku nie ma wpisu o Luisie Buñuelu, jednym z ojców współczesnego filmu. O telewizji można w zasadzie zapomnieć. Lord Byron natomiast zajmuje całe cztery strony. (Ta konserwatywna tendencja nie ograniczała się do Britanniki. Dorastając, pamiętam, jak czytałem wpis o randkach w podręcznej World Book i byłem zaskoczony jego naciskiem na dzielenie się koktajlami mlecznymi.)

Wartościowi ludzie, którzy napisali te wpisy, nie byli tani. Według artykułu w The Atlantic z 1974 roku, autorzy Britanniki zarabiali średnio 10 centów za słowo – około 50 centów w dzisiejszych pieniądzach. Czasami jako bonus dostawali pełny zestaw encyklopedii. Najwyraźniej nie okazywali zbytniej wdzięczności za to wynagrodzenie; redaktorzy skarżyli się na niedotrzymywanie terminów, pieszczotliwe zachowanie, leniwe błędy i jawną stronniczość. „Ludzie z branży artystycznej uważają się za dobrych pisarzy, a to oni sprawiali nam najwięcej problemów” – powiedział jeden z redaktorów The Atlantic. Według stawek Britanniki, wyprodukowanie anglojęzycznej wersji Wikipedii kosztowałoby 1,75 miliarda dolarów.

Istniało jeszcze jedno, rzadko wspominane ograniczenie tych ewangelicznych tomów: One w pewnym sensie się kurczyły. Całkowita długość papierowych encyklopedii pozostawała względnie ograniczona, ale liczba faktów we wszechświecie wciąż rosła, co prowadziło do ubytków i skrótów. Była to gra o sumie zerowej, w której dodawanie nowych artykułów oznaczało usuwanie lub ograniczanie dotychczasowych informacji. Nawet najbardziej godni uwagi nie byli odporni; między 1965 a 1989 rokiem wpis Bacha do Britanniki skurczył się o dwie strony.

Do czasu powstania Internetu nieograniczona encyklopedia była nie tylko naturalnym, ale i oczywistym pomysłem. Jednak nawet wśród pionierów sieci wciąż panowało przekonanie, że choć podłoże jest nowe, odgórny, sterowany przez ekspertów model Britanniki powinien pozostać na swoim miejscu.

W 2000 roku, 10 miesięcy przed założeniem Wikipedii przez Jimmy’ego Walesa i Larry’ego Sangera, ta dwójka założyła stronę o nazwie Nupedia, planując pozyskiwać artykuły od wybitnych uczonych i poddawać je siedmiokrotnej kontroli redakcyjnej. Jednak strona nigdy nie ruszyła z miejsca; po roku istniało mniej niż dwa tuziny wpisów. (Wales, który sam napisał jeden z nich, powiedział The New Yorker, że „czułem się jak w pracy domowej”). Kiedy Sanger dowiedział się o oprogramowaniu do współpracy zwanym wiki – od hawajskiego wikiwiki, czyli „szybko” – wraz z Walesem zdecydowali się na stworzenie takiego narzędzia jako sposobu na wygenerowanie surowego materiału dla Nupedii. Zakładali, że nic dobrego z tego nie wyniknie, ale w ciągu roku Wikipedia miała 20 000 artykułów. Gdy rok później serwery Nupedii przestały działać, oryginalna witryna stała się pustką, a ziarno, które niosła, rozrosło się ponad wszelkie oczekiwania.

Sanger opuścił Wikipedię na początku 2003 roku, mówiąc Financial Timesowi, że ma dość „trolli” i „anarchistów”, którzy „sprzeciwiają się idei, że ktokolwiek powinien mieć jakąkolwiek władzę, której nie mają inni”. Trzy lata później założył konkurencyjny serwis o nazwie Citizendium, pomyślany jako partnerstwo eksperta i amatora. W tym samym roku inny wpływowy redaktor Wikipedii, Eugene Izhikevich, założył Scholarpedię, recenzowaną encyklopedię online, dostępną tylko na zaproszenie, skupiającą się na naukach ścisłych. Citizendium z trudem pozyskiwało zarówno fundusze, jak i współpracowników i jest obecnie martwe; Scholarpedia, która zaczynała z mniej wzniosłymi ambicjami, ma mniej niż 2000 artykułów. Ale bardziej godne uwagi było to, dlaczego te strony marniały. Napotkały one prosty i pozornie nierozwiązywalny problem, ten sam, z którym zetknęła się Nupedia, a który pokonała Wikipedia: Większość ekspertów nie chce współtworzyć wolnej encyklopedii online.

Wikipedii nie buduje się hurtowo, jak stodoły; składa się ją ziarnko po ziarnku, jak kopiec termitów.

Ta bariera wejścia istnieje nawet tam, gdzie jest wielu ekspertów i duże ilości materiałów do wykorzystania. Napoleon Bonaparte, na przykład, jest tematem dziesiątek tysięcy książek. Prawdopodobnie jest więcej historyków zajmujących się korsykańskim generałem niż jakąkolwiek inną postacią historyczną, ale jak dotąd ci badacze, nawet emerytowani lub szczególnie entuzjastyczni, niechętnie dzielili się swoją zdobyczą. Wpis Citizendium na temat Napoleona, liczący około 5000 słów i nieedytowany od sześciu lat, pomija tak ważne wydarzenia jak decydująca bitwa pod Borodino, która pochłonęła 70 000 ofiar, oraz sukcesję Napoleona II. Dla porównania, artykuł o Napoleonie w Wikipedii ma około 18 000 słów i ponad 350 źródeł.

Produkty zastępcze Wikipedii ujawniły kolejny problem z modelem top-down: Przy tak małej liczbie współpracowników zasięg był nierówny, a luki trudne do wypełnienia. Wpis o neuronauce w Scholarpedii nie wspomina o serotoninie ani płatach czołowych. W Citizendium Sanger odmówiła uznania studiów nad kobietami za kategorię najwyższego poziomu, określając tę dyscyplinę jako zbyt „poprawną politycznie”. (Dziś mówi, że „nie chodziło o studia kobiece w szczególności”, ale o „zbytnie pokrywanie się z istniejącymi grupami”). Z drugiej strony, wiki z bardziej poziomą hierarchią może się samo naprawiać. Bez względu na to, jak drażliwy politycznie lub intelektualnie zawiły jest temat, tłum wypracowuje konsensus. W anglojęzycznej Wikipedii szczególnie kontrowersyjne hasła, jak te o George’u W. Bushu czy Jezusie Chrystusie, mają liczbę edycji liczoną w tysiącach.

Wikipedia nie jest budowana hurtowo, jak stodoła; jest składana ziarnko po ziarnku, jak kopiec termitów. Niewielkość ziaren i niosących je robotników sprawia, że skala projektu wydaje się niemożliwa. Ale to właśnie ta inkrementalność sprawia, że bezmiar jest w zasięgu ręki.

ilustracja mężczyzny patrzącego na gigantyczną układankę, pękającą od różnych przedmiotów: kostki Rubika, gigantycznej kałamarnicy, telefonu
Ilustracja: Michael Haddad

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *